Mimo braku lidera, Gary'ego Bella, koszykarze z Tarnobrzega byli faworytem starcia z sopocianami. Od pierwszej minuty było widać, ze gospodarze są niezwykle zdeterminowani, by wreszcie wygrać. Świetna skuteczność, ofiarność w obronie i co najważniejsze włączenie się do gry na dobrym poziomie praktycznie wszystkich zawodników dały Siarce Tarnobrzeg pewne prowadzenie - 49:30.
Po zmianie stron wróciły jednak demony z poprzednich gier. Siarka spuszczała z tonu, a nieco agresywniejszy Trefl Sopot prezentował się lepiej i krok po kroku odrabiał straty. Gdy na 90 sekund przed końcem meczu Paweł Krefft trafił za trzy, goście przegrywali zaledwie pięcioma oczkami.
- Opanowaliśmy nerwy. Każdy wie, jak potrzebowaliśmy tego przełamania. Bardzo się cieszymy, bo to siedziało w głowie. Długimi fragmentami pokazywaliśmy naprawdę dobry basket nawet w tych przegranych spotkaniach, ale po przerwie zawsze coś siadało - mówi kapitan Siarki, Daniel Wall.
To pierwsze zwycięstwo tarnobrzeskiej Siarki od 5 grudnia 2015 roku. Zespół prowadzony przez Zbigniewa Pyszniaka wciąż ma realne szanse na wyprzedzenie nie tylko sopocian, ale także Startu Lublin i WKS Śląska Wrocław. Czy sukces z Treflem to początek lepszych wyników? - Była nam bardzo potrzebna ta wygrana. Było to widać w trzeciej kwarcie, gdy po zupełnie innej grze w pierwszej połowie nagle coś nam się zaczęło dziać w głowach. Ostatecznie byliśmy lepsi na desce, zanotowaliśmy więcej asyst i to były klucze do meczu - mówi dodaje Wall.
Tym razem wypracowana przewaga sprawiła, ze skończyło się na strachu, a Siarkowcy wygrali z Treflem 92:81. Nie ma co jednak ukrywać, że rywal nie był z wysokiej półki i w kolejnych meczach jeśli ekipa z Podkarpacia chce wygrywać, to musi lepiej prezentować się po przerwie. - To nie jest kwestia braku sił, Ja nie jestem jakiś bardzo zmęczony po tym, czy po innym meczu. To bardziej sprawa psychiki. Mam nadzieję, że wygrana wreszcie coś zmieni i będzie nieco lżej - kończy 34-letni skrzydłowy.