Kobe Bryant zakończył ten mecz z dorobkiem 14 punktów na koncie, a przy stanie 87-87 w samej końcówce pojedynku, nie trafił rzutu, który dałby jego drużynie prowadzenie. Kilka sekund później, Jose Calderon zapewnił ekipie Knicks wygraną znakomitym rzutem za trzy punkty. Dla Lakers była to już 53. porażka w sezonie.
Po spotkaniu, Kobe wypytywany był przede wszystkim o relacje z aktualnymi zawodnikami NYK, o najciekawsze wspomnienia związane z rywalizacją pomiędzy tymi zespołami. Bez niespodzianek, na pierwszy ogień poszedł temat Carmelo Anthony'ego.
- To wspaniały gracz. Mieliśmy mnóstwo pojedynków na przestrzeni lat i muszę przyznać, że poniekąd czuję się dziwnie. Tak samo było z LeBronem. Ciężko przyzwyczaić się do myśli, że to były moje ostatnie bezpośrednie pojedynki z tymi zawodnikami. Melo ma przed sobą jeszcze kilka lat gry na najwyższym poziomie i życzę mu wszystkiego, co najlepsze. W mojej relacji z nim najbardziej ceniłem to, że nie byliśmy nostalgiczni. Rozmawialiśmy głównie o tym, co dzieje się w danym momencie, wracaliśmy myślami tylko do ostatniego meczu. Na pewno będziemy rozmawiać raz na jakiś czas - mówił Kobe.
Okazało się jednak, że to spotkanie z innym zawodnikiem Knicks wzbudziło w Bryancie największe emocje. Był to gracz, który występował z Bryantem w jednym zespole w latach 2004-2010 i zdobył z nim dwa tytuły mistrzowskie w 2009 i 2010 roku. Mowa o Sashy Vujacicu, który spotkanie przeciwko Jeziorowcom rozpoczął w pierwszym składzie.
- Najwięcej przyjemności czerpałem tej nocy ze spotkania z Sashą Vujacicem. Pamiętam jeszcze, kiedy ujrzałem go pierwszy raz, był schludny, zadbany, wyglądał na 12-latka. Przypominam sobie, jak rozmawiałem z nim w autobusie czego powinien oczekiwać w NBA, na co ma się nastawić. Teraz jest weteranem, rozmawialiśmy i żartowaliśmy, byłem niezwykle szczęśliwy z tego spotkania. To było niesamowite uczucie - wspominał KB.
Przed Bryantem ostatni miesiąc w lidze NBA, jako gracz Lakers. Dokładnie 13. kwietnia rozegra on swój pożegnalny pojedynek przeciwko Utah Jazz.