Piotr Ignatowicz: Odejście od Dee nie było zbyt mądre

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski

To Johnyy Dee celnym rzutem z dystansu dał Polpharmie wygraną nad PGE Turowem. - Odejście od zawodnika z rogu i to w dodatku od jednego z lepszych strzelców nie było zbyt mądre - przyznawał trener Piotr Ignatowicz.

Przegrane końcówki będą niedługo śnić się koszykarzom PGE Turowa Zgorzelec po nocach. Aktualni wicemistrzowie Polski w Wielką Sobotę ulegli King Wilkom Morskim Szczecin 93:94, pomimo tego, że jeszcze na początku czwartej kwarty prowadzili różnicą 17 punktów. Tydzień później na własnym parkiecie w ramach 26. kolejki TBL musieli z kolei uznać minimalną wyższość Polpharmy.

- Kolejne zwycięstwo uciekło nam zaledwie jednym punktem. W Szczecinie mieliśmy okazję zakończyć mecz celnym rzutem, a tego nie zrobiliśmy. Tutaj musieliśmy się za to wykazać obroną, ale po raz kolejny to się nie udało. Ciężko przegrywa się w ten sposób - mówił po końcowym gwizdku trener Piotr Ignatowicz.

Czarno-zieloni musieli gonić swoich rywali niemalże przez cały pojedynek. Jeszcze w trzeciej kwarcie po skutecznym wykończeniu szybkiego ataku przez Marcina Fliegera przewaga gości wynosiła 13 punktów. Gracze znad Nysy Łużyckiej dopadli przyjezdni dopiero na minutę przed końcem, wychodząc na 2-punktowe prowadzenie. W ostatniej akcji popełnili jednak błąd i niemalże niepilnowany Johnny Dee skarcił ich za to trafieniem z dystansu. Dobiegający do filigranowego rzucającego gości Jovan Novak nie był dla Amerykanina żadną przeszkodą, by z zimną krwią umieścić piłkę w koszu.

- Polpharma to nie jest słaby przeciwnik. Też mieli okres, że wygrali cztery mecze z rzędu. Przypomnę, że rozpoczęli sezon od bilansu 1-9, a teraz było to już ich dziewiąte zwycięstwo. Gratulacje dla całego zespołu i trenera Budzinauskasa za to, że wykonują naprawdę dobrą robotę - chwalił rywali szkoleniowiec PGE Turowa. - Zagrali bardzo agresywnie, trafili kilka ważnych rzutów - w tym ten ostatni. W decydującej akcji miała miejsce niepotrzebna pomoc z naszej strony. Odejście od zawodnika z rogu i to w dodatku od jednego z lepszych strzelców nie było zbyt mądre ani zaplanowane. Nie będziemy jednak szukać winnych. Tak się nieraz zdarza, że w emocjach ta dyscyplina gdzieś ucieka.

Po takiej porażce ciężko szukać usprawiedliwień dla zespołu z przygranicznego miasta. Jednym z nich była jednak po końcowym gwizdku absencja Jakuba Karolaka i doświadczonego Filipa Dylewicza, który jest absolutnym liderem drużyny. Pierwszy z nich jest chory na anginę. Popularnego Dyla dopadło natomiast zatrucie pokarmowe.

- Mamy swoje problemy kadrowe i przez to ciężko grało nam się przez cały mecz. Trudno było rotować składem, szczególnie jego polską częścią. Mimo, że przez większość czasu goniliśmy, to na końcu mieliśmy swoją szansę. Moi gracze pokazali charakter, walkę i niezła obronę - starał się szukać pozytywów Ignatowicz.

Źródło artykułu: