Wielka feta pod Wawelem! Wisła Can Pack Kraków w finale kobiecej ekstraklasy

Wisła Can Pack Kraków potwierdziła, że jest drużyną klasy mistrzowskiej. W niedzielnym starciu nie dała najmniejszych szans wrocławskiej Ślęzie i wkrótce czeka ją rywalizacja o złoto z Artego Bydgoszcz.

Adam Popek
Adam Popek

Krakowianki podeszły do piątego pojedynku bardzo zdeterminowane. Od razu narzuciły własne warunki gry i nie dawały rywalkom pola do popisu. Szalała Yvonne Turner, będąca prawdziwym motorem napędowym zespołu. Dzięki jej błyskawicznym zagraniom gospodynie znacznie częściej umieszczały piłkę w koszu, przybliżając się do upragnionego celu. Amerykankę wspierała ze wszystkich sił Laura Nicholls Gonzalez, wykonując kawał pożytecznej pracy w strefie podkoszowej. A skoro o tym fragmencie boiska mowa, warto podkreślić, że wiślaczki świetnie spisywały się, broniąc własnego kosza. Zawodniczki Ślęzy w żaden sposób nie mogły znaleźć dla siebie pozycji blisko obręczy, przez co powiększanie ogólnego dorobku wyraźnie sprawiało im kłopot. Dopiero Sharnee Zoll przerwała impas, lecz i tak pierwsza kwarta padła łupem faworyta.

W dalszej części szarże podopiecznych Jose Ignacio Hernandeza zostały chwilowo zastopowane. Wrocławianki wdrożyły mocniejszą defensywę, lecz to też niewiele pomogło. Po przerwie na żądanie Biała Gwiazda odzyskała właściwy rytm i odważnie realizowała założenia. Przyjezdne, by nadrobić straty próbowały szybkimi podaniami wyszukać sobie nawzajem choćby kawałek przestrzeni, pozwalający spokojnie oddać rzut. Wydawało się nawet, że obrały właściwy kierunek, tylko wkrótce ich zamiary przeczytały koszykarki spod Wawelu i nie pozwalały się więcej zaskakiwać. W końcówce połowy przypomniały o sobie jeszcze Cristina Ouvina oraz Magdalena Ziętara. Obie znakomicie pracowały przy kontrach wyraźnie poprawiając nastroje wśród małopolskiej publiczności. Kibice Ślęzy zaś odczuwali niedosyt, ponieważ ich ulubienice przegrywały 23:40.

Poprzednimi razy zdarzało się, że Wisła nagle wyhamowywała. Po przerwie nastał trudniejszy moment. Drużyna sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, którego sposobu użyć do pomyślnego spuentowania poszczególnych akcji. Zazwyczaj faworytki decydowały się na "trójki", niemniej ta broń była mało efektywna. Równocześnie przeciwniczki za sprawą m.in. Agnieszki Śnieżek nieco zmniejszyły ogólną różnicę i niektórzy zaczęli sobie zadawać pytania, czy kolejny raz nadejdzie nerwówka. Tym razem jednak aktualne mistrzynie, a także szkoleniowiec teamu, czuwali nad sytuacją. Mimo drobnych kłopotów ofensywnych nie dały sobie odebrać bezpiecznej zaliczki. Trzeba przyznać, iż umiejętnie wymuszały faule, które skutkowały rzutami osobistymi. Ten czynnik i efektowne manewry pod tablicami DeNeshy Stallworth sprawiły, że przed decydującą batalią wynik brzmiał 52:32. Klub z Krakowa znajdował się dosłownie o krok od wielkiego finału.

Ostatnie 10 minut upłynęło pod znakiem przypieczętowania sukcesu przez uczestnika Euroligi. Znów dało się zauważyć więcej swobody w jego poczynaniach. Tego wieczoru wykazał się znacznie większym doświadczeniem i koszykarską dojrzałością. Doskonale uwypuklił własne atuty. Oprócz tego nie pozwolił oponentowi rozwinąć skrzydeł, narzucić pełnego emocji stylu gry. Zwycięstwo oznacza, że krakowianki ponownie przystąpią do walki o tytuł, gdzie czeka w finale czeka na nie Artego Bydgoszcz.

Wisła Can Pack Kraków - Ślęza Wrocław 70:44 (21:16, 19:7, 12:9, 18:12)

Wisła Can Pack: Turner 20, Żurowska Ciegielska 14, Ouvina 10, Nicholls 10, Stallworth 9, Ziętara 6,

Ślęza: Śnieżek 10, Chegog 9, Krężel 8, Zoll 7, Kaczmarczyk 3, Kastanek 3, Sulciute 2.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×