Po pierwszym spotkaniu ćwierćfinałowym, w którym Anwil Włocławek pewnie wygrał z King Wilkami Morskimi 78:54, wydawało się, że szczecinianie gorzej już zagrać nie mogą. Tymczasem gracze Marka Łukomskiego udowodnili jednak, że jest to możliwe i rozegrali w niedzielę jeszcze słabszą partię. Goście przegrali w Hali Mistrzów 50:68.
- Dwa pierwsze mecze były bardzo kiepskie w naszym wykonaniu. Nie ma co ukrywać, że nie poradziliśmy sobie z presją włocławskich kibiców, którzy zgotowali piekło podczas tych spotkań. Pociągnęli drużynę w trudnych momentach - przyznaje Russell Robinson, rozgrywający King Wilków Morskich Szczecin.
Do przerwy w drugim spotkaniu szczecinianie na swoim koncie mieli zaledwie 17 punktów! Goście ponownie nie umieli znaleźć sposobu na dobrze pracującą defensywę Anwilu.
ZOBACZ WIDEO Rio 2016: skażona woda - największy problem organizatorów? (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Jeśli mam być szczery to w drugim meczu wypadliśmy lepiej niż w pierwszym. Poprawiliśmy intensywność i defensywę, która była nieco szczelniejsza. Nieco dostosowaliśmy się do warunków, które panowały na boisku - zaznacza Robinson.
Nie ma co ukrywać, że jeśli gracze Łukomskiego marzą o zaistnieniu w tej serii, to koniecznie muszą poprawić skuteczność. W drugim spotkaniu King Wilki trafiły zaledwie 3 z 25 rzutów z dystansu!
- Nie gramy swojej koszykówki w tej serii, ale to nie nasza prawdziwa twarz. Jesteśmy dobrym zespołem z dużym potencjałem ofensywnym. Stać nas na zdecydowanie lepszą grę i mam nadzieję, że pokażemy to w najbliższym spotkaniu w Szczecinie - wyjaśnia Robinson.
- Mogę zapewnić, że będziemy walczyć do samego końca. Nie powiedzieliśmy ostatniego słowa w tej serii - zapewnia amerykański rozgrywający King Wilków.