Cały czas martwimy się o utrzymanie - rozmowa z Dariuszem Szczubiałem, trenerem Znicza Jarosław

Bardzo ważne zwycięstwo odnieśli koszykarze Znicza Jarosław, którzy w ostatniej kolejce pokonali na wyjeździe Atlas Stal Ostrów Wielkopolski 86:78. Tym samym podopieczni Dariusza Szczubiała są coraz bliżej utrzymania w PLK.

Jarosław Galewski: Przede wszystkim gratuluję zwycięstwa. Co było kluczem do pokonania ostrowskiej Stali?

Dariusz Szczubiał: Dziękuję bardzo za gratulacje. Myślę, że o naszym zwycięstwie zadecydowała trochę słabsza postawa gospodarzy. W ostatnich meczach zawodnicy Atlasa prezentowali się trochę lepiej. Poważnie obawiałem się o nasze szanse w konfrontacji z ostrowskim zespołem. Okazało się jednak, że byliśmy drużyną znacznie szybszą, a to pozwoliło nam na uzyskiwanie pozycji rzutowych. Najważniejsze jednak, że byliśmy skuteczni. Nie bez znaczenia była również zespołowa gra. W stosunku do ostatnich spotkań poprawie uległa trzecia kwarta, w której nie mieliśmy już takich wpadek. Kiedy obserwowało się nasze poczynania w trzeciej odsłonie ostatnich spotkań, to można było się tylko powiesić.

Od początku spotkania konsekwentnie graliście do Grady Reynoldsa. Taka była taktyka?

- Dokładnie tak. Wiem, że Okafor lubi bronić bliżej kosza. Na obwodzie praca jego nóg nie jest już wystarczająco dobra, żeby wybronić akcję przeciwko takiemu koszykarzowi jak Reynolds. W niedzielnym pojedynku to się potwierdziło.

Jedyny przestój spotkał was na początku czwartej kwarty. Co się wówczas stało z pańskim zespołem?

- Po prostu moi koszykarze zaczęli grać trochę zbyt indywidualnie. Najważniejsze jednak, że nie wpadliśmy w niepotrzebną panikę. Poza tym, w kluczowych momentach trafiliśmy niesłychanie istotne trójki. Bez tych rzutów ostrowianie prawdopodobnie by nas złamali. Trafiali Diduszko, Timberlake i Celej. Kiedy rywale nas dochodzili, my natychmiast odpowiadaliśmy. Proszę mi wierzyć, że to rujnuje przeciwnika pod względem psychicznym. Generalnie jednak myślę, że podczas meczu w Ostrowie byliśmy sprawniejszą drużyną.

Czy można powiedzieć, że po ostatnich porażkach wychodzicie z lekkiego dołka?

- Powiem szczerze, że my naprawdę nie gramy źle. Wszystkie mecze, które wygraliśmy, wymagały od nas niesłychanej woli walki i wysiłku. Kiedy tylko trochę odpuszczamy, jesteśmy natychmiast karceni. Musimy po prostu grać na maksimum naszych możliwości. W Ostrowie zagraliśmy tak, jak w pierwszych czterech spotkaniach tego roku.

Czy się zgodzi się pan, że wasz niedzielny rywal to najbardziej nieobliczalna drużyna w PLK?

- Moja rola nie polega na ocenianiu zespołu z Ostrowa. Należy jednak pamiętać, że liga jest spłaszczona, jeżeli chodzi o poziom. Miejsce w tabeli nie świadczy o wszystkim. Jako przykład podam nasz mecz z Prokomem na własnym parkiecie, kiedy graliśmy bez dwóch graczy podkoszowych, trzeci miał natomiast wysoką gorączkę. Byliśmy wtedy bardzo bliscy zwycięstwa. Można powiedzieć, że przegraliśmy to spotkanie bardzo nieszczęśliwie. Liga jest tak wyrównana, że w takich meczach jak ten z Ostrowem nie ma murowanych faworytów.

W fazie zasadniczej tego sezonu zostało jeszcze trochę spotkań. Z jakimi nadziejami spoglądacie w przyszłość?

- Cały czas martwimy się o utrzymanie. Odskoczyliśmy Górnikowi na dwa punkty, ale na pewno trzeba szukać jeszcze zwycięstw. Gdyby udało się utrzymać taką dyspozycję jak w spotkaniu z Atlasem, to będzie bardzo dobrze. Gramy jeszcze dwa spotkania u siebie i dwa na wyjeździe. Na pewno kluczowe znacznie będzie miał pojedynek z Polpharmą na naszym parkiecie. Jeśli wygramy, to możemy się pokusić o walkę w pre play off, które będą w tym roku bardzo ciekawe.

Na koniec naszej rozmowy chciałbym zapytać pana o Branduna Hughesa. W trakcie sezonu zrezygnował pan z jego usług i ten koszykarz zdobywa teraz punkty dla ekipy Andrzeja Kowalczyka. Amerykanin niezbyt ciepło wypowiada się o panu a także klubie z Jarosławia i podkreśla, że zagraliście wobec niego nieczysto. Jak pan skomentuje całą sytuację?

- Zwalnianie koszykarzy nie jest niczym nowym. Powiem panu szczerze, że miałem bardzo trudny orzech do zgryzienia. Na pozycji numer jeden i dwa pojawiali się dwaj młodzi zawodnicy. Brandun jest natomiast graczem, który znacznie lepiej czuje się w ustawianiu zespołu. Ja natomiast potrzebowałem graczy typu combo, którzy indywidualnie potrafią wykonać akcję i zakończyć ją punktami. Amerykanin nie grał od nich gorzej, ale musiałem zrezygnować z kogoś z tej trójki. Proszę mi wierzyć, że decyzja była bardzo trudna. Brandun ma żal? Wszyscy go mamy, kiedy nas zwalniają z jakiegoś miejsca. Koszykarze powinni być do tego przyzwyczajeni. To nie pierwsze zwolnienie i pewnie nie ostatnie. Nie było w tym na pewno żadnej złośliwości. Czy klub zachował się fair? Jeżeli nie zapłacił wszystkich pieniędzy, to z pewnością nie. Jeśli natomiast zaległości są lub zostaną uregulowane, to chyba wszystko jest w porządku. Powiem szczerze, że nie znam klubu, łącznie z tymi w NBA, który nie zwalnia ludzi. Takie jest życie. Do wypowiedzi Branduna nie chciałbym się odnosić. Na pewno była ona bardzo emocjonalna. Raz jeszcze podkreślę, że żadnych osobistych powodów nie było. Kierowałem się tylko i wyłącznie dobrem zespołu.

Czy z perspektywy czasu jest pan zadowolony ze swojej decyzji?

- Myślę, że tak. Gracze na pozycji numer jeden i dwa w tych zwycięskich meczach nam naprawdę bardzo pomagają.

Komentarze (0)