Zatrzymaliśmy obwód Anwilu - rozmowa ze skrzydłowym PGE Turowa Zgorzelec, Robertem Witką

Mimo nienajlepszej pierwszej połowy, PGE Turów Zgorzelec zdołał odbudować się w meczu z Anwilem we Włocławku i dzięki świetnej grze w drugiej połowie meczu, którą zgorzelczanie wygrali 52:25, odnieśli bardzo cenną wygraną, zbliżającą ich do pierwszej trójki po sezonie zasadniczym.

Jacek Seklecki: Pierwsza połowa waszego zespołu była fatalna. Co było tego powodem?

Robert Witka: W drugiej kwarcie zaczęliśmy bez Tyus’a Edney’a i widoczne to było od samego początku. Brian Bailey dopiero wrócił po kontuzji i jeszcze nie czuł się zbyt pewnie na boisku. Dawno nie rozegrał meczu w lidze, więc dlatego grał trochę zachowawczo. Traciliśmy sporo piłek, w zagraniach pick and roll Anwilu nie istnieliśmy, stąd taka przewaga gospodarzy.

Trójki Anwilu robiły różnicę w pierwszej połowie.

- Wiedzieliśmy przed meczem, jak bronić przeciwko Anwilowi, żeby nie rzucał tyle z dystansu. Jednak sama wiedza nie wystarczyła, gdyż nie potrafiliśmy realizować tego na parkiecie. W drugiej połowie zaczęło to funkcjonować , co automatycznie przeniosło się na to, że Anwil nie miał już tak czystych pozycji w ataku jak wcześniej.

Można było odnieść wrażenie, jakbyście nie wiedzieli, że Anwil zacznie obstrzeliwać wasz kosz z dystansu. Byliście na to przygotowani?

- Oczywiście, że tak. Przed meczem dokładnie przeanalizowaliśmy grę drużyny Igora Griszczuka i dlatego wiedzieliśmy z jakich akcji będą próbować rzucać z dystansu i przede wszystkim kto będzie rzucał. W pierwszej połowie nie było tego widać, na szczęście później to my byliśmy górą.

Od drugiej połowy widocznie było, że kontratak to wasza największa broń w ataku.

- To wszystko dzięki nowemu rozgrywającemu, Tyus’owi Edney’owi. On jest takim zawodnikiem, który wprowadza dużo spokoju do naszej gry i właśnie takiego człowieka potrzebowaliśmy. Są momenty, gdzie przyspiesza grę, a są tez takie, gdzie bierze piłkę w ręce, trzyma ją dwadzieścia sekund i w ostatnich chwilach coś wymyśli.

Druga połowa to zupełnie inny Turów, niż w pierwszych dwudziestu minutach. Co było przyczyną takiej metamorfozy?

- Tak, jak już wcześniej powiedziałem, w drugiej kwarcie musieliśmy grać z drugim rozgrywającym, który nie jest jeszcze w pełni sił po kontuzji. Dodatkowo różnica była w obronie. Nie potrafiliśmy zatrzymać rzutów z dystansu w pierwszej połowie, co później się udało.

Anwil trafił tylko dwa razy z dystansu w drugiej połowie. Bez tego elementu łatwo ich zatrzymać?

- Powszechnie wiadomo, że Anwil bazuje właśnie na rzutach z dystansu, gdyż ma w swoich zespole świetnych strzelców. Jeżeli ktoś chce myśleć o tym, aby pokonać Anwil to przede wszystkim musi zatrzymać ich na obwodzie.

Po waszych problemach nie ma już śladu?

- Na pewno w chwili obecnej jest lepiej, niż było jeszcze kilka tygodni temu. Wygraliśmy trzy mecze z rzędu, przed nami jeszcze trzy do końca sezonu zasadniczego, z czego dwa bardzo ciężkie przeciwko Polpharmie już we wtorek i z Polonią w Warszawie. Myślę, że następna wygrana pozwoli nam już w stu procentach zapomnieć o słabszych momentach na początku roku.

Polpharma to jeden z waszych rywali o jak najwyższe lokaty w czwórce.

- Dokładnie, po porażce starogardzian ze Zniczem w Jarosławiu, wiele zespołów ma teraz możliwość zakończenia sezonu zasadniczego na drugim miejscu. W takiej sytuacji jesteśmy my, jest Anwil, Kotwica i Polpharma. Blisko jest także Polonia, Energa Czarni i AZS. Dlatego też do samego końca musimy być niezwykle skupieni na swojej grze.

Źródło artykułu: