Przy stanie 71:71 na niespełna 30 sekund przed końcem zawodnicy Znicza Basket rozgrywali akcję, Dominik Czubek długo rozgrywał piłkę przy środkowej linii boiska, ale na 3 sek przed końcem akcji podał do ustawionego na szóstym metrze Tomasza Briegmanna. Środkowy gospodarzy oddał rzut niecelny, a o piłkę przy zbiórce walczyli Grzegorz Malewski i dwaj podkoszowi rywali Jakub Czech i Tomasz Wojdyła. Pierwszy złapał piłkę i szybko podał ją do ustawionego blisko linii rzutów za trzy punkty Artura Grygla. Obrońca gości bez namysłu oddał rzut w stronę znajdującego się po przeciwnej stronie boiska kosza, a piłka odbijając się od tablicy do niego wpadła.
- Nawet nie widziałem zegara. Po prostu oddałem rzut bo wiedziałem, że wkrótce kończy się regulaminowy czas gry. Nie czuję się bohaterem, cały zespół zasłużył na to zwycięstwo - mówił skromnie Grygiel - Czasem na treningu dla zabawy wykonujemy rzuty z połowy boiska. Różnie mi to wychodzi, ale w Pruszkowie udało się trafić.
21-letni koszykarz Sudetów często wchodził i schodził z boiska. Ostatni raz przed wejściem na boisko długo rozmawiał z trenerem Taraszkiewiczem. - Moja gra w końcówkach w poprzednich meczach była niezbyt pewna, dlatego szkoleniowiec pomagał mi się zmobilizować - dodał Grygiel.
Od samego początku spotkania przewagę mieli goście, którzy po pierwszych 5 minutach prowadzili 8:0. Sudety grały dobrze w obronie, co przełożyło się na fatalną skuteczność zawodników z Pruszkowa (tylko 4/18 z gry po pierwszej kwarcie). Znicz Basket od stanu 10:20 szybko zniwelował jednak stratę do trzech, czterech punktów, ale gdy tylko zbliżył się na mniej goście ponownie powiększali przewagę. - W pierwszej połowie nie graliśmy w ogóle zespołowo. Między zawodnikami zabrakło współpracy. Tomek Briegmann oddał tylko jeden rzut spod kosza, gdyż nie dostawał dobrych podań - wyjaśniał drugi trener Znicza Basket Wojciech Rogowski. Miejscowy dodatkowo nie szukali gry na kontakcie, przez co przez pierwsze 20 minut oddali tylko jeden rzut wolny.
Na pierwsze prowadzenie pruszkowianie wyszli tuż przed końcem trzeciej kwarty, ale nawet wtedy zawodnicy Ireneusza Taraszkiewicza szybko odpowiedzieli trafieniem z półdystansu. Przez ostatnie 10 minut wynik cały czas oscylował w okół remisu, a gospodarze na najwyższe dwupunktowe prowadzenie (68:66) wyszli dopiero tuż przed końcem meczu.
- Mieliśmy zamiar wygrać w Pruszkowie więcej niż przegraliśmy w Jeleniej Góry, nie udało się, ale z ostatecznego rozstrzygnięcia również nie jestem niezadowolony - mówił ze śmiechem Grygiel. Wtórował mu również trener. - Naszym atutem była zespołowość, tego zabrakło nam w spotkaniu z Krosnem. To gospodarze byli faworytem, dlatego cieszę się, że po raz kolejny chłopcy pokazali charakter. Dla takich chwil warto być trenerem koszykówki.
Koszykarze Znicza Basket nie pierwszy raz w tym sezonie przegrali, gdy są stawiani w roli faworyta, dlatego końcowy wynik meczu nie może być aż tak dużym zaskoczeniem. - Stało się to czego obawiałem się najbardziej. Teoretycznie najprostszy mecz z ostatnich spotkań w Pruszkowie okazał się najtrudniejszy - zakończył Rogowski.
Znicz Basket Pruszków - Sudety Jelenia Góra 71:74 (10:17, 25:24, 20:15, 16:18)
Punkty dla Znicza Basket: G.Malewski 20, T.Briegmann 13 (1), J.Dłoniak 12, A.Suliński 11 (1), D.Czubek 6 (1), M.Matuszewski 4, M.Aleksandrowicz 3 (1), R.Urbaniak 2, A.Bajer 0;
Punkty dla Sudetów Jelenia Góra: K.Samiec 14 (2), R.Niesobski 14 (4), T.Wojdyła 11, A.Grygiel 11 (2), M.Matczak 10, J.Czech 10, M.Skrzypczak 4, Ł.Niesobski 0.