Amerykańscy koszykarze wygrali swój piąty i ostatni mecz w grupie. Ponownie nie było to jednak efektowne, wysokie zwycięstwo. W trzech ostatnich spotkaniach grupy "A" osiągnęli łączną przewagę zaledwie 16 punktów w starciach z Australią, Serbią i Francją.
Na 3.45 min. przed końcem Carmelo Anthony trafił za trzy z prawego rogu i ten rzut dał Amerykanom w końcu bezpieczną przewagę ośmiu punktów.
Jeszcze na siedem minut przed końcem różnica wynosiła tylko cztery punkty, ale niecelne rzuty wolne i dwie straty w kolejnych akcjach nie pozwoliły Francuzom dogonić mistrzów olimpijskich z Londynu. Rzut za trzy Antoine'a Diot w ostatniej sekundzie meczu tylko zmniejszył straty i ustalił wynik końcowy. Podobnie jak w wygranym trzema punktami meczu z Serbią, Amerykanie nie przegrywali przez trzy ostatnie kwarty, ale nie potrafili też podwyższyć prowadzenia, tylko je stopniowo tracili.
Koszykarze USA drugi mecz z rzędu nie byli w stanie utrzymać dwucyfrowej przewagi, którą osiągnęli jeszcze przed przerwą. Schodzili po pierwszej połowie do szatni, prowadząc 55:46 i choć prowadzili już 15 punktami w trzeciej kwarcie, to w czwartej pozwolili Francuzom nie stracić nadziei na niespodziewany sukces. Po oddaniu 88 punktów Australii i 91 punktów Serbii, obrona Amerykanów znów była dziurawa. I to pomimo tego, że w ostatnim meczu grupy "A" trener francuski Vincent Collet postanowił dać wolne liderowi swojej drużyny Tony'emu Parkerowi.
Najwięcej punktów dla USA zdobył Klay Thompson - 30, który wrócił do pierwszej piątki. Po fatalnych czterech pierwszych występach w Rio snajper Golden State Warriors dostał kredyt zaufania od trenera Mike'a Krzyzewskiego i spłacił go. W samej trzeciej kwarcie Thompson bez mrugnięcia okiem trafił pięć trójek, w tym jedną arcytrudną z prawego rogu, z odchylenia, tuż po chwycie piłki.
Thompson był najjaśniejszym punktem w grze Amerykanów, którzy po zaliczeniu 28 asyst przeciwko Serbii, tym razem znów dużo lepiej, niż na starcie turnieju, dzielili się piłką (30 asyst, w tym 12 Kyrie'ego Irvinga).
Problemem jednak raz jeszcze była obrona z podstawowym centrem DeMarcusem Cousinsem na boisku. Francuzi byli kolejnym rywalem USA, który atakował środkowego Sacramento Kings w akcjach pick-and-roll, a ten znów kilkukrotnie był spóźniony i musiał ratować się faulami (4). Ponownie dużo lepiej prezentowała się obrona USA z rezerwowym DeAndre Jordanem na parkiecie (najwyższy plus/minus w drużynie +12, Cousins -5). Trener Krzyżewski wciąż jednak twardo trzyma się podstawowego ustawienia i Cousins zagrał 21 minut, a Jordan 17. Gdyby nie kłopoty z przewinieniami, to Cousins prawdopodobnie zagrałby jeszcze dłużej.
Po 18 punktów dla Francji rzucili Thomas Heurtel i Nando De Colo, który już 14 z tych punktów rzucił do przerwy.
Amerykanie zajęli 1. miejsce w grupie "A" i swojego rywala w ćwierćfinale (środa) poznają po poniedziałkowej, ostatniej kolejce grupy "B". Francja najprawdopodobniej skończy rozgrywki grupowe na 3. miejscu.
USA - Francja 100:97 (30:24, 25:22, 26:23, 19:28)
USA: K.Thompson 30 (7x3), K.Durant 17 (6 zb., 4 as., 2 prz.), C.Anthony 10 (5 as.), K.Irving 10 (12 as.), D.Cousins 9 - D.DeRozan 9, D.Jordan 7, P.George 6, J.Butler 2, K.Lowry 0, D.Green 0
Francja: T.Heurtel 18 (9 as., 8 zb.), N.DeColo 18 (5 as.), N.Batum 14, R.Gobert 6, B.Diaw 5 (7 zb.) - J.Lauvergne 12, M.Gelabale 8, A.Diot 8, K.Tillie 6, C.Kahudi 2, F.Pietrus 0
ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": Copacabana uczy tolerancji (źródło TVP)
{"id":"","title":""}