Z pewnością nie tak wyobrażali sobie początek sezonu zawodnicy z Koszalina. AZS przegrał bowiem z beniaminkiem PLK - Miastem Szkła Krosno, które kilka dni wcześniej nie sprostało Rosie Radom.
- Gratuluję drużynie z Krosna, gdyż wygrali swój pierwszy mecz w ekstraklasie. Szkoda, że naszym kosztem - analizuje Piotr Ignatowicz. - Widać, że był to nasz premierowy występ w tym sezonie i nie wszystko funkcjonowało tak jak trzeba. Gdybyśmy rozegrali kilka meczów o punkty i spotkali się w innym terminie, to mecz mógłby wyglądać inaczej. To nie umniejsza jednak temu, że Krosno było lepsze - przyznaje trener AZS.
Pierwsza kwarta nie wskazywała na taki scenariusz. Goście przeważali na parkiecie w Krośnie, grając wyrachowany basket. Później było jednak o wiele gorzej.
- Dobrze zaczęliśmy mecz, później jednak mieliśmy przestój w grze. Pozwoliliśmy mocno rozpędzić się drużynie z Krosna, która w pierwszej połowie trafiła osiem "trójek". To spowodowało, że wkradła się jeszcze większa nerwowość w naszą grę. Później udało się ją opanować, ale nie potrafiliśmy przegonić rywali - dodaje.
Opiekun AZS-u Koszalin podkreślił, że tak naprawdę to jego zespół, a nie Miasto Szkła jest beniaminkiem PLK.
- To nie wstyd przegrać z Krosnem. Mają ekipę, która gra ze sobą już długo. Jest tam wielu graczy z I ligi, którzy potrafią wygrywać mecze. Trzeba pracować dalej. Tak naprawdę to mój zespół jest beniaminkiem, gdyż zbudowany jest praktycznie od nowa. Wszyscy gracze są nowi i potrzeba trochę czasu - kończy Ignatowicz.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 46. Bartosz Kapustka: To był dla mnie duży szok, ciężko mi było w to uwierzyć [1/3]