W niedzielnym meczu dziewiątej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki z Polfarmeksem Kutno (72:52) ani minuty w barwach Rosy Radom nie zagrał Tyrone Brazelton. Było to o tyle zaskakujące, że znalazł się w składzie wicemistrzów kraju na to spotkanie, ale całe obejrzał z perspektywy ławki rezerwowych. - Na porannym treningu zszedł z boiska, powiedział, że boli go noga. Na mecz nawet nie bardzo chciał się przebierać, ale powiedziałem mu, że musi to zrobić - na konferencji prasowej całą sytuację przybliżał Wojciech Kamiński, mówiąc żartobliwie o "syndromie Szymkiewicza", który dopadł Amerykanina.
Tuż po zakończeniu pojedynku z drużyną z Kutna Brazelton miał przejść badania, jednak odbyły się one dopiero w poniedziałkowe popołudnie. W związku z tym, iż bardzo wcześnie rano zawodnicy Rosy wsiedli w autokar i udali się na lotnisko Chopina w Warszawie, rozgrywający musiał zostać w Polsce.
Nie wystąpi więc we wtorkowym starciu Basketball Champions League z PAOK-iem Salonik. Szkoda tym bardziej, iż to właśnie w pierwszym meczu tych rozgrywek z tym rywalem 30-latek spisał się genialnie, zdobywając 36 punktów i otrzymując tytuł MVP pierwszej kolejki Ligi Mistrzów.
W trybie awaryjnym na lotnisku pojawił się Filip Zegzuła, ale nie udało się przebukować biletu. W Grecji trener Kamiński będzie więc miał do dyspozycji jednego nominalnego rozgrywającego, Jordana Callahana. Wspomagać go mają Gary Bell i Michał Sokołowski.
Stan stopy Brazeltona jest zadowalający i w czwartek gracz będzie mógł wrócić do treningów.
ZOBACZ WIDEO Valencia znów bez zwycięstwa. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]
kamiński ironicznie o kontuzjach swoich zawodników, jakieś syndromy szymkiewicza
jeśli tak wypowiada sie trener, to wychodzi na to, że sz Czytaj całość