Krzysztof Koziorowicz: Udało nam się przełamać niemoc obwodową

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Trener Krzysztof Koziorowicz
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Trener Krzysztof Koziorowicz

Spójnia Stargard to zespół, który w I lidze koszykarzy zdobywa najwięcej punktów. W niedzielnym meczu ze Zniczem Basket Pruszków potwierdził ten fakt, ale dopiero po świetnej czwartej kwarcie.

- Znicz postawił naprawdę trudne warunki. To mocny zespół bardzo dobrze grający w tej chwili. Nie ukrywam, że jestem pod wrażeniem tej drużyny a jednak udało nam się w końcówce przełamać niemoc obwodową - zaznaczył trener Krzysztof Koziorowicz.

Obecny sezon to zupełne odwrócenie proporcji w Spójni Stargard. We wcześniejszych latach nawet, gdy drużyna spisywała się nieźle, to dzięki żelaznej defensywie. Teraz w tym elemencie wypada blado, ale z nawiązką nadrabia to w ataku. Świadczy o tym 12 zwycięstw na 14 spotkań i pozycja wicelidera I ligi. Stargardzianie zdobywają średnio 80,3 punktu na mecz a imponują skutecznością rzutów z dystansu. Pod tym względem są najlepsi w lidze - 38 proc. W niedzielę długo ta broń zawodziła. Trudno się jednak dziwić. Zabrakło kontuzjowanego Huberta Pabiana a wstrzelić nie mógł się Marcin Dymała. Nawet bez wsparcia od dwóch najlepszych strzelców team z Pomorza Zachodniego zachował szanse na zwycięstwo, ponieważ po 30 minutach tracił do Znicza Basket tylko sześć "oczek".

- W układzie, kiedy Znicz zagęszczał mocno strefę podkoszową to bezwzględnie Hubert był nam niezbędny, ale ważniejsze jest zdrowie. Gdy się wyleczy to dopiero zasili nasz zespół. Wiadomo, że uderza z dystansu. Wtedy szerzej gra się w basket. Dzisiaj taka jest koszykówka, że poza pojedynczym wysokim każdy musi razić z dystansu - tłumaczył szkoleniowiec Spójni.

Czwarta kwarta wygrana 31:18 zamazała wcześniejsze niepowodzenia, zarówno indywidualne, jak i zespołowe. Świadczy o tym końcowa statystyka rzutów trzypunktowych gospodarzy - 11/24. Długo jednak taktyka obrana przez przyjezdnych była skuteczna, co doceniał doświadczony trener.

- Zagęszczali mocno pole trzech sekund. W momencie penetracji nie było szans coś zrobić, dlatego namawiałem wcześniej do "trójek". Jak nie wpada z obwodu to trudno potem przekonać zawodnika, który cztery razy nie trafił, żeby znowu rzucał. To nie jest takie proste. Przez trzy kwarty trochę nas rozjeżdżali. Udało nam się strefą zahamować rozpęd zespołu z Pruszkowa. W końcówce wytrzymaliśmy, jak wiele meczów. W I lidze nie ma wielkiej przepaści, żeby zawody miały się tylko odbyć. Cieszymy się z tego, co osiągamy w pierwszej rundzie - analizował Krzysztof Koziorowicz.

ZOBACZ WIDEO Kamil Stoch: Myślałem, że znowu będę czwarty (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Komentarze (0)