Od dwóch tygodni Rosa musi sobie radzić bez Tyrone'a Brazeltona. Jeden z liderów wicemistrza Polski na porannym treningu przed meczem dziewiątej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki, z Polfarmeksem Kutno, zgłosił uraz Wojciechowi Kamińskiemu. Choć znalazł się w składzie na tamto spotkanie, nie pojawił się na parkiecie nawet na minutę. Nie poleciał z drużyną na pojedynek Basketball Champions League z PAOK-iem Saloniki. Bez Amerykanina radomski zespół przegrał w Koszalinie (62:63) oraz uległ 63:79 BK Ventspils w hali MOSiR w ostatnią środę. Przynajmniej do końca grudnia rozgrywający nie może być brany pod uwagę w rotacji.
We wtorek Brazelton przeszedł w Poznaniu zabieg kontuzjowanej stopy. Przed kilkoma tygodniami klub z województwa mazowieckiego pozyskał Jordana Callahana, lecz w obecnej sytuacji sztab szkoleniowy musi korzystać także z usług mocno eksploatowanego, występującego jednocześnie w pierwszoligowych rezerwach Filipa Zegzuły.
Kamiński i Piotr Kardaś mają więc spory problem z obsadzaniem pozycji numer jeden. - Sezon się jeszcze nie skończył, jesteśmy trochę za półmetkiem pierwszej rundy Ligi Mistrzów. Dużo meczów przed nami. Budżet nie jest z gumy, nie rozciąga się, więc nie będzie żadnych wzmocnień - pierwszy trener ucina ewentualne spekulacje transferowe.
W spotkaniu z łotewską ekipą do składu Rosy na dobre powrócił Damian Jeszke. Wypożyczony został natomiast Łukasz Bonarek. A wciąż nie wiadomo, kiedy do gry wróci Daniel Szymkiewicz. - Czekamy na wszystkich kontuzjowanych i to jest klucz do naszej gry. Myślę, że w tym sezonie zagraliśmy praktycznie tylko dwa spotkania z dwoma rozgrywającymi, w Słupsku i w Kłajpedzie. Pokazały one, że potrafimy grać - przypomina "Kamyk".
ZOBACZ WIDEO Kulisy pracy w "Marce". Reportaż WP SportoweFakty
Z konieczności za rozgrywane akcji bierze się także Michał Sokołowski. - Jest ciężko, gdy mamy jedną "jedynkę" i musimy na tę pozycję wystawiać zawodników, którzy wcześniej na niej nie grali. To jest moment, w którym ludzie, którzy powinni się skoncentrować na zdobywaniu punktów, muszą męczyć się przeprowadzaniem piłki, ustawianiem, organizacją - podkreśla szkoleniowiec.
- Wszyscy wiemy, że najważniejsi na boisku są rozgrywający i center. W każdej dyscyplinie rozgrywający jest mózgiem drużyny, a gdy go zabraknie, to jest jak walenie głową w mur - zaznacza Kamiński.