Michał Baran: Organizacyjnie to ekstraklasa. Teraz my musimy podołać wyzwaniu

WP SportoweFakty / Rafał Knap jeszcze jako trener R8 Basket Kraków
WP SportoweFakty / Rafał Knap jeszcze jako trener R8 Basket Kraków

R8 Basket Kraków po wygraniu Pucharu Polski myśli o realizacji głównego celu, czyli awansu do I ligi. Pomóc ma w tym Michał Baran, który wielokrotnie przynosił zespołom szczęście, gdy te wygrywały swoje rozgrywki. Podobnie będzie pod Wawelem?

WP SportoweFakty: Turniej finałowy Pucharu Polski trochę skrócił wam świąteczną przerwę, która wyniosła zaledwie kilka dni. Trudno było tak szybko wrócić do obowiązków?

Michał Baran: Zawsze po przerwie ciężej się wraca, tym bardziej, że niewiadomą stanowi aktualna forma. Już drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia spotkaliśmy się na treningu, trochę przepociliśmy i najwyraźniej to pomogło. Myślę, że nie wyglądaliśmy bardzo źle. Wszyscy jednak podeszli do sprawy profesjonalnie. Na świąteczne dni każdy dostał rozpiskę od trenerów dotyczącą przygotowania fizycznego i wywiązał się z tego. Zresztą widzieliśmy na boisku.

Niemniej biorąc pod uwagę całą pierwszą rundę sezonu, jaka za wami chyba odpoczynek nie okazał się zbyt długi?

- Wiadomo, chociaż z autopsji wiem, że zbyt długie przerwy zazwyczaj negatywnie wpływają na zespół. Zdarzało mi się, że właśnie doświadczałem razem z drużyną czegoś podobnego i potem trzeba było praktycznie od nowa budować tą optymalną dyspozycję. Parę dni odpoczynku to dobra rzecz, spotkanie z rodzinami, naładowanie akumulatorów, ale zaraz z powrotem do pracy.

ZOBACZ WIDEO Plebiscyt na Trenera Roku – Adam Nawałka (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Rozgrywki Pucharu Polski, wywalczenie głównego trofeum oraz styl pokazują wasze bardzo profesjonalne podejście do obowiązków. Niezależnie od klasy przeciwnika to wy staracie się przez 40 minut narzucać swój poziom.

- Cieszę się, że tak gramy, ale też nie jest ten fakt dla mnie zaskoczeniem. Posiadamy szeroki skład, a co za tym idzie możliwość dokonywania zmian. Często bronimy na całym boisku wymuszając straty przeciwników i mimo tego nie widać u nas zmęczenia, ponieważ zaraz wchodzi młody zawodnik dając z siebie sto procent, więc poziom nie spada. To wydaje się być naszą główną siłą.

W momencie przyjścia do R8 Basket Kraków postawił pan sobie jasny cel, że za chwilę chce znaleźć się wśród pierwszoligowców?

- Dokładnie, taki temat pojawił się od razu przy rozmowach z trenerem. To przysłowiowy jeden krok w tył, by następnie postawić dwa naprzód. Mam nadzieję, że za pięć miesięcy etap drugiej ligi się skończy i ja oraz team będziemy na zapleczu ekstraklasy.

Oprócz pana część innych graczy również wykonała podobne posunięcie. Trzeba przyznać, że jako kolektyw nie zawodzicie.

- Zawsze gdy dany zawodnik decyduje się zejść przynajmniej poziom niżej odczuwa pewien dyskomfort, zastanowienie, aczkolwiek w tym wypadku, o czym zresztą słyszy się z różnych stron, ta druga liga jest tylko czymś przejściowym, a cele sięgają znacznie wyżej. Sezon szybko ucieknie, mam nadzieje zakończy się upragnionym awansem i wszyscy będziemy cieszyć się rywalizacją w pierwszej lidze. Ja po rozmowach ze sztabem szkoleniowym, dowiedzeniu się kto współtworzy ekipę R8 i jakie ten klub ma plany na najbliższy czas zdecydowałem, że chcę być jego częścią.

Za miejsce docelowe wyznacza się ekstraklasę. Patrząc na wszystko, co ma miejsce wokół R8 Basket, włączając sprawy organizacyjne, ta perspektywa przyjmuje absolutnie realne kształty.

- Tak, tylko te cele trzeba realizować małymi szczeblami. Po kolei. Pierwszym jest wygranie drugiej ligi i wejście do pierwszej. Potem zaczynają się duże schody, bo tam nawet świetny skład na papierze nie gwarantuje sukcesu. Trzeba zbudować naprawdę odpowiedni zespół. Zaplecze jest gotowe, to już ekstraklasa. Wzmocnienia natomiast, jeżeli się pojawią, muszą stworzyć taką atmosferę, jaką obecnie tworzymy, czyli bez indywidualnego patrzenia na statystyki czy pojedyncze wyczyny. Raz jeden rzuci dużo punktów, a następnym dostanie zadania zaliczane do tzw. "czarnej roboty".
[nextpage]
Jak konkretnie należy zbudować taką atmosferę?

- Małymi kroczkami, od pierwszego treningu. Żarty w szatni, na boisku i tak się kręci. Wiadomo, że lepiej jest tworzyć dobrą chemię, gdy są zwycięstwa. My do każdego występu podchodzimy poważnie, bez lekceważenia, o czym zresztą stale przypomina trener i chcemy jak najlepiej wypełnić powierzoną rolę.

W momencie awansu dla większości z was pierwsza liga nie będzie nowością, zatem przypuszczalnie łatwiej wprowadzicie się do zmagań na tym szczeblu.

- Ja już za nią tęsknię. Tutaj koszykówka wygląda bardziej jak na "wariackich papierach". Dużo biegania, chaotycznej gry, ale wszędzie trzeba się umieć dostosować. Rzeczywiście dla sporej części kolektywu, wracając do wcześniejszej wypowiedzi, to sprawa przejściowa i niebawem możemy rozmawiać będąc już wyżej. Nie chcę, żeby moje słowa zabrzmiały, jakoby awans już znalazł się w naszej kieszeni. Sezon zasadniczy, bowiem ma inną charakterystykę, a faza play off inną.

Jakie wymieniłbyś różnice między pierwszą i drugą ligą?

- Kultura gry. Zawodnicy w wielu przypadkach są bardziej profesjonalni, więcej trenują, są lepiej przygotowani pod konkretnego rywala, nie ma tyle chaotyczności. Oczywiście zdarzą się mecze niczym w drugiej lidze. Tak samo jak czołowe drużyny drugiej ligi bez problemu poradziłyby sobie w pierwszej uwzględniając powyższe aspekty.

W przeciągu całej kariery, które wydarzenia zrobiły na panu największe wrażenie?

- Bez wątpienia uzyskane awanse. Z drugiej ligi do pierwszej razem z Sokołem Łańcut. Bardzo dawno temu. Awans z Siarką Tarnobrzeg do ekstraklasy. Tam stworzyliśmy niesamowity monolit. Powstała grupa przyjaciół i do tej pory się spotykamy. Bardzo ciężką przeprawę mieliśmy w play off, choćby z MKS-em Dąbrowa Górnicza. Wtedy grano tylko do dwóch wygranych. Niesamowity był też ostatni sezon spędzony w Krośnie. Nie pamiętam, kiedy zespół poniósł tylko jedną porażkę w lidze. Podczas play off wielki opór stawiła dopiero Legia Warszawa, gdzie po pierwszym, przegranym meczu w stolicy trzydziestoma punktami bałem się o kolegów czy psychicznie się podniesiemy, a pokazaliśmy niesamowity charakter. Zebraliśmy się wszyscy razem, do hali przyszła niewiarygodna liczba kibiców. Wpuszczali dosłownie wszystkich. I przełamaliśmy!

Najwyraźniej awanse nie są panu obce?

- Łącznie udało mi się cztery razy awansować. Dwa razy do ekstraklasy i dwa razy do pierwszej ligi.

Każdy ma inny smak?

- Oczywiście. Każdy daje niesamowitą radość, bo po to zaczyna się pierwszy trening w sierpniu, stawa cel, a później w maju te myśli się spełniają. 10 miesięcy pracy na treningach z pełnym poświęceniem. A potem szczęście.

Co wy, jako zespół powinniście zrobić, by również w przypadku awansu pozostać na zwycięskiej ścieżce?

- Jeżeli będzie grupa ludzi wspierających się, to mogą być nawet ciężkie momenty. Przetrwamy je i potem będzie łatwiej. Organizacja klubu już reprezentuje ekstraklasę, tylko my musimy naładować się energią i wspierać przez cały czas, żeby osiągnąć cel.

Rozmawiał Adam Popek

Źródło artykułu: