Przypomnijmy, że wychowanek ŁKS-u Łódź, po sezonie 2014/15, w którym występował w ekstraklasowej Siarce Tarnobrzeg, przeniósł się do pierwszoligowego GTK Gliwice, licząc na regularne występy i bycie podstawowym zawodnikiem. Niestety, rzeczywistość okazała się dla niego bardzo brutalna, bo już na początku sezonu zerwał więzadła krzyżowe.
Ta kontuzja wyeliminowała go na kilkanaście miesięcy z czynnego uprawiania sportu. Przed sezonem 2016/17 zdecydowała się go zatrudnić meritumkredyt Pogoń Prudnik, co było bardzo zaskakującym ruchem. Tym bardziej, że Dawid Morawiec nie był z marszu zdolny do gry. - Jestem klubowi bardzo wdzięczny, bo nie każdy podjąłby taką decyzję. Ze swojej strony mogę tylko zapewnić, że zrobię wszystko, aby pomóc drużynie w osiągnięciu jak najwyższych celów - powiedział naszemu portalowi 22-letni koszykarz.
I w końcu nadszedł ten dzień, 7. stycznia, po piętnastu miesiącach przerwy, zdolny rzucający ponownie pojawił się na parkiecie. Co czuł? - Brakuje chyba słów, żeby to wyrazić. A tak szczerze to każdego dnia, budząc się, czuje radość, że mogę wstać, iść na trening i robić to, co kiedyś mi sprawiało dużą przyjemność - stwierdził.
Długa przerwa nie wpływa dobrze na samopoczucie. Zwłaszcza tak ciężka kontuzja w młodym wieku daje o sobie znać. Czy Dawid Morawiec miał chwile podłamania? - Na pewno. Długi czas rekonwalescencji nie wpływa dobrze na nikogo. Były wzloty i upadki, ale najważniejsze, że pomału wszystko wraca na właściwe tory.
ZOBACZ WIDEO Igor Lewczuk nie ustrzegł się błędu - skrót meczu Girondins Bordeaux - EA Guingamp [ZDJĘCIA ELEVEN]
Pierwszy mecz po długiej przerwie nie był najlepszy w wykonaniu rzucającego Pogoni, ale liczy się wygrana drużyny. Reszta zapewne przyjdzie z czasem. Zresztą Prudnik wydaje się dobrym miejscem dla Morawca. Zespół w obecnej chwili zajmuje wysokie miejsce, dzięki czemu odbudowywanie formy może odbywać się stopniowo i spokojnie. Wydaje się to zatem komfortowa sytuacja. - I tak, i nie. Muszę walczyć o swoje, bo nic za dobry uśmiech nie przyjdzie. A jak będzie to wyglądać, przekonamy się w najbliższych tygodniach - zaznaczył zawodnik.
Ale druga kwestia jest też taka, że on sam bardzo przyda się zespołowi. Pogoń pod koszem posiada pewne braki, nie mając czwartego nominalnego wysokiego. To z kolei powoduje, że niekiedy jako "czwórka" występuje Paweł Bogdanowicz, co jest pewnym problemem, bo przesunięty bliżej kosza, pozostawia lukę na obwodzie. Teraz jednak pojawił się kolejny gracz, aby ją wypełniać.