WP SportoweFakty: Za Zniczem Basket bardzo trudny, ale zwycięski (81:78) pojedynek z UTH Rosą Radom. Wytrzymaliście presję, choć wygrana niemal wam się wyślizgnęła po rzucie Jakuba Staniosa.
Mikołaj Stopierzyński: To prawda, można powiedzieć, że kontrolowaliśmy mecz przez większość czasu. Niestety, popełniliśmy w końcówce kilka błędów, które przeciwnicy wykorzystali. Kuba trafił ważną trójkę, Rosa wyszła na prowadzenie, zrobiło się gorąco, ale na szczęście udało nam się ten mecz wygrać.
Chyba nie był to pojedynek, jak każdy inny, bo to właśnie w Radomiu spędził pan kilka udanych lat. Motywacja była podwójna?
- Do meczu przygotowywałem się jak do każdego innego. Miałem jednak na uwadze, że gram przeciwko swojemu byłemu klubowi. Można powiedzieć, że chciałem dołożyć od siebie te kilka cegiełek do zwycięstwa drużyny.
Odskoczyliście dzięki tej wygranej od UTH Rosy na 2 punkty, tracicie tylko jedno "oczko" do 8. miejsca. Po słabym początku sezonu (7 porażek w 9 meczach) chyba nie ma już śladu?
- Początek sezonu mieliśmy kiepski, uczyliśmy się dopiero siebie i nowych ról w drużynie. Na ten moment jest na pewno lepiej, w tabeli panuje duży ścisk i każde zwycięstwo jest na wagę złota. Zostało jednak wciąż wiele do poprawy. Czeka nas jeszcze dużo ciężkiej pracy.
Zgodzi się pan, że punktem zwrotnym okazał się wasz pogrom w Bydgoszczy, kiedy nie daliście żadnych szans Astorii? Bo taka wygrana chyba buduje podwójnie.
- Myślę, że to prawda. Jechaliśmy do Bydgoszczy po zwycięstwo, jednak nikt nie spodziewał się, że mecz zakończy się taką różnicą punktową. Zdominowaliśmy spotkanie, dzięki dobrej obronie, grze zespołowej i graniu według wskazówek trenera. Nastroje po serii porażek się poprawiły, uwierzyliśmy, że mimo mało znanych nazwisk w zespole możemy wygrywać, ale też prezentować koszykówkę przyjemną dla oka.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: z Ewą Piątkowską już nigdy się nie pogodzimy
Przed sezonem zamienił pan Rosę na Znicz Basket. Jak oceni pan ten ruch z perspektywy czasu?
- Jestem bardzo zadowolony z tej decyzji. Spędzam na parkiecie więcej minut, pełnię większą rolę w zespole i bardzo odpowiada mi styl gry preferowany przez trenera Zapałowskiego. Mogę się rozwijać koszykarsko, co jest dla mnie najważniejsze.
W Pruszkowie odgrywa pan większą rolę niż w Radomiu. Niemal wszystkie mecze rozpoczęte jako starter. Wzmocniła się przez to pewność siebie?
- Oczywiście, na boisku czuję się coraz pewniej. Trener obdarzył mnie zaufaniem, staram się jak najlepiej mogę pomagać drużynie.
Rundę rewanżową zaczęliście kiepsko, bo od 18-punktowej porażki w Łańcucie, ale już w Prudniku zagraliście przyzwoicie, a w Obuwniku przecież nie gra się łatwo. Później wygrana z rezerwami Rosy. Wasza forma w nowym roku rośnie?
- Musi tak być, jeśli chcemy skończyć sezon w pierwszej ósemce. W Łańcucie nie zagraliśmy w najefektywniejszym dla nas stylu. Sokół szybko i brutalnie sprowadził nas do parteru. W Prudniku rzeczywiście było nieco lepiej, a z Rosą większość meczu kontrolowaliśmy. Myślę, że można nieśmiało mówić o lekkiej zwyżce formy, jednak naszą rzeczywistą potwierdzą najbliższe spotkania.
Właśnie, do Pruszkowa zawitają teraz trzy bardzo wymagające zespoły - Jamalex Polonia, GTK i GKS. Jak duża jest chęć rewanżów, szczególnie za mecze w Lesznie i Tychach, gdzie przegraliście nieznacznie?
- Ogromna, dlatego też, że te trzy mecze rozegramy przed własną publicznością. Kilkupunktowe przegrane zawsze bolą najbardziej. W Lesznie przegraliśmy tylko dwoma punktami, a w Tychach, grając w osłabionym składzie, mieliśmy rzut na zwycięstwo, jednak spudłowaliśmy. Chcemy więc się zrewanżować i pokazać przeciwnikom, że hala Znicz to "ciężki teren".
Cel Mikołaja Stopierzyńskiego na nowy, 2017 rok?
- Play-offy z drużyną Znicza Basket oraz stały rozwój jako zawodnika.
[b]Rozmawiał Dawid Siemieniecki
[/b]