W meczu siedemnastej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki doszło do niespodzianki. Zajmujący do środowego wieczoru pozycję lidera tabeli Polski Cukier Toruń przegrał we własnej hali z Rosą 84:89. Wicemistrzowie kraju przybyli do Grodu Kopernika w 10-osobowym składzie, bez Gary'ego Bella - który rozwiązał już kontrakt z klubem - oraz Jordana Callahana.
Świetnie zaprezentowali się młodzi zawodnicy: Jarosław Zyskowski, Daniel Szymkiewicz i Filip Zegzuła. Kibiców radomskiej drużyny cieszy zwłaszcza postawa tego ostatniego. W ostatnim czasie wspomagał bowiem tylko pierwszoligowe rezerwy. Wobec braku Callahana, 22-latek otrzymał sporo minut od Wojciecha Kamińskiego. Na parkiet nie wybiegł w ogóle Tyrone Brazelton, który znalazł się w składzie na to spotkanie.
Zegzuła spędził na boisku 18,5 minuty. W tym czasie zdobył 10 punktów, trafiając trzykrotnie z dystansu. Ponadto miał cztery zbiórki i asystę.
- Zagraliśmy fajnie, każdy z zaangażowaniem - powiedział po zakończeniu zawodów. - Chcieliśmy pokazać, że potrafimy wygrywać z każdym - dodał. Większość dotychczasowych pojedynków Rosy z zespołami sklasyfikowanymi wyżej w tabeli nie ułożyła się po jej myśli.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: to, co przeżyłam, było dla mnie dramatem
Starcie w Toruniu miało bardzo wyrównany przebieg. - Był to mecz walki, każdy dawał z siebie sto procent. W końcówce nie obeszło się bez kilku błędów, lecz najważniejsza jest wygrana - podkreślił rozgrywający.
Po pierwszych dziesięciu minutach jego ekipa prowadziła siedmioma "oczkami". Później tę zaliczkę utrzymała. - Zagraliśmy dobre zawody w ataku. Zaczęliśmy od mocnego uderzenia, rzucając w pierwszej kwarcie 31 punktów - przyznał.
Rosa zrewanżowała się więc Polskiemu Cukrowi za przegraną w pierwszym meczu (64:86). Środową wygraną zepchnęła podopiecznych Jacka Winnickiego na drugie miejsce w tabeli.