To był najgorszy okres w historii Polfarmeksu Kutno. Drużyna tkwiła w wielkim marazmie, przegrywając 12. meczów z rzędu. To już jest jednak historia. Podopieczni Krzysztofa Szablowskiego zaczynają nowe, zdecydowanie lepsze "życie". Farmaceuci zmuszeni są walczyć o utrzymanie, jednak w takiej formie powinna być to tylko formalność.
[b]
WP SportoweFakty: Jakby ktoś nie interesował się koszykówką i zobaczył waszą radość po spotkaniu w Koszalinie, to mógłby pomyśleć, że właśnie zdobyliście mistrzostwo Polski. Długo świętowaliście ten mecz? [/b]
Arkadiusz Kobus: To prawda. Radość była wielka po ostatnim gwizdku. Bardzo ciężko pracujemy na treningach i zasłużyliśmy w końcu to zwycięstwo. Ostatnie trzy miesiące były dla nas, jako drużyny, bardzo ciężkie. Kiedy przegrywasz mecz za meczem, to coraz trudniej się z tego podnieść. Lecz trzymaliśmy się razem i jestem pewny, że kolejne wygrane nadejdą.
Da się opisać ten kamień z serca, który spadł wam po niedzielnym meczu z AZS?
- Było sporo meczów, w których byliśmy blisko: PGE Turów Zgorzelec -4, Polski Cukier Toruń po dwóch dogrywkach, Trefl Sopot -5 czy Czarni Słupsk -1. Można powiedzieć, że to już nie był kamień tylko głaz. Każdy z nas, z niecierpliwością wyczekiwał tej wygranej. Jest ona równie ważna dla nas jak i dla fanów. Szczególnie było widać tą radość u kibiców, którzy przyjechali z nami do Koszalina.
Ciągle mam w głowie obraz z meczu z Energą Czarnymi Słupsk (69:70), po którym Grzegorz Grochowski opuszczał parkiet ze łzami w oczach. Te porażki bardzo siedziały wam w psychice?
- Im więcej przegrywasz, tym trudniej jest się z tego podnieść. Byliśmy już bardzo blisko w meczu z Energą Czarnymi, i kiedy tak niewiele zabrakło, to mocno to przeżyliśmy. Teraz jednak już tylko optymistycznie patrzymy w przyszłość.
ZOBACZ WIDEO Mama Roberta Lewandowskiego: Liczę na finał mistrzostw świata z udziałem Polski i Roberta
Od początku meczu w Koszalinie pokazywaliście, że stać was na zwycięstwo. Co było jednak kluczowe w tym starciu?
- Już ostatnie parę meczów graliśmy coraz lepiej. W końcu musiało przynieść to wymierne korzyści. Jeśli jednak miałbym wskazać najważniejszą rzecz to powiedziałbym, że w końcu byliśmy gotowi psychicznie, żeby to wygrać. Trener, nawet po porażkach, mocno nas motywował i powtarzał, że wygrana w końcu przyjdzie.
Arkadiusza Kobusa zwycięstwo musi cieszyć podwójnie, gdyż dołożył pan dużą cegiełkę do wygranej. Nadchodzą teraz dla pana lepsze czasy?
- Po odejściu Dardana Berishy, rotacja w naszym zespole się trochę zmieniła, gramy teraz inaczej. Cieszy mnie to, że mogę wejść na boisko i zrobić swoje. A odpowiedź na to pytanie przyniesie czas. Ja o tym nie myślę, wchodzę na boisko i daje z siebie 100 procent.
A frustrowało to pana, że tych minut w tym sezonie jest tak niewiele?
- Każdy chce grać. To jest normalne i nie wiem czy jest na świecie zawodnik, który cieszy się z siedzenia na ławce. W Kutnie bardzo dużo się nauczyłem i myślę, że jeszcze parę miesięcy temu nie byłem gotowy do grania w ekstraklasie, w takim stopniu w jakim jestem teraz.
Wasze założenia przedsezonowe są już dawno nieaktualne. O co w takim razie może powalczyć teraz Polfarmex Kutno?
- Teraz walczymy o szacunek dla naszego klubu. Chcemy wygrywać jak najwięcej, żeby zatrzeć negatywne wrażenie po pierwszej rundzie. Należy się to naszym kibicom.
W sobotę przed wami spotkanie z Asseco Gdynia. To chyba idealny moment, aby sprawić trochę radości własnym kibicom?
- Wszyscy wiemy jak niewygodnym rywalem jest Asseco. Drużyna przez wszystkich skazana na pożarcie walczy i potrafi wygrywać. My jednak jesteśmy zmobilizowani na 100 procent, żeby w końcu wygrać na własnym parkiecie.
Rozmawiał Jakub Artych