- Stelmet zagrał naprawdę dobry mecz, ale gratuluję także i mojej drużynie, która ma za sobą świetne spotkanie. Walka trwała do samego końca. Jestem bardzo ciekawy, co się stało w ostatnich sekundach i dlaczego nie dostaliśmy tego faulu. Będę analizował wideo - mówił tuż po końcowej syrenie trener PGE Turowa Mathias Fischer, nawiązując do decydującej akcji meczu, w której jego zespół mógł objąć prowadzenie. W dość kontrowersyjnej sytuacji Denis Ikovlev zderzył się Nemanją Djurisiciem, sędziowie nie użyli jednak gwizdka i zwycięstwo Stelmetu, który skutecznie wykorzystał jeszcze cztery rzuty osobiste, stało się faktem.
PGE Turów do finału nie awansował, ale pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie, co pozwala z optymizmem patrzeć na dwa najbliższe ligowe pojedynki z Treflem Sopot i Miastem Szkła Krosno. Czarno-zieloni zagrali z ogromnym zaangażowaniem i agresją.
- Dobrze ruszaliśmy piłkę, oddawaliśmy ładne otwarte rzuty, mieliśmy dobrą strategię, a zawodnicy utrzymali odpowiedni poziom dyscypliny i ładnie pokazali, że tę strategię potrafią realizować - wymieniał atuty swojego zespołu niemiecki szkoleniowiec. Fischer zauważa jednak także i mankamenty w grze PGE Turowa.
- Jedna rzecz, która mnie boli, to rzuty osobiste. Takie mecze trzeba wygrywać osobistymi. Jak widzę, że mieliśmy 61 procent skuteczności w tym elemencie, trafiliśmy 11 na 18 przyznanych nam rzutów, to bardzo boli mnie to, że tak dużo punktów oddaliśmy z rzutów wolnych. W takim meczu chcę, żebyśmy mieli od 80 do 90 procent skuteczności, bo wtedy jest większa szansa na zwycięstwo - kontynuował.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: medale paraolimpijskie już mam, czas na medal IO zawodowców
W bardzo ważnym momencie starcia ze Stelmetem BC na 38 sekund przed końcem, gdy wynik oscylował w okolicach remisu, po jednym rzucie osobistym przestrzelili David Jackson i Kirk Archibeque, który chwilę wcześniej popisał się ofiarną zbiórką.
- Muszę mojej drużynie powiedzieć, że 50-70 procent skuteczności to za mało. To są właśnie te punkty, których brakuje później w końcówce. Ogólnie jestem jednak zadowolony z tego, jak moja drużyna grała i co pokazała - dodawał trener PGE Turowa.
Pojedynki zgorzelczan ze Stelmetem BC Zielona Góra to już klasyka polskiej koszykówki. Oba zespoły już trzykrotnie rywalizowały ze sobą w finałach o mistrzostwo Polski i zawsze dostarczały kibicom wielu emocji. Tych nie zabrakło także w grudniu minionego roku, kiedy to w Zgorzelcu w świątecznym hicie po zażartej walce minimalne triumfowała drużyna trenera Artura Gronka (85:83).
- Ja pochodzę z miasta Bonn i w bardzo dobrym okresie mieliśmy wokół siebie trzy dobre drużyny: z Leverkusen, Kolonii i Dusseldorfu. Zielona Góra nie leży zbyt daleko od Zgorzelca i widać dobrą rywalizację. Dwa zespoły cieszą się, gdy grają razem i walczą ze sobą - przyznawał szkoleniowiec zespołu znad Nysy Łużyckiej.
- Obie drużyny bardzo dobrze się znają i w kolejnych trzeba zmieniać tylko detale. Na przykład drużyna z Zielonej Góry zmieniła swoją grę i akcje pick&roll nie były skierowane głęboko pod kosz, ale do linii rzutów osobistych, gdzie bardzo szybko szukali podań. W ostatnim meczu tego nie robili. Trener Artur Gronek zmienił to w drugiej przerwie, bo widział, że nie mogą dostać piłki - zakończył Mathias Fischer.