Polski skaut w NBA: Chcę wrócić do Polski

O swej pierwszej pracy podjętej jeszcze w wieku 15 lat, różnicach między koszykówką europejską a amerykańską, perspektywach rozwoju basketu nad Wisłą - portalowi WP SportoweFakty opowiada Rafał Juć, na co dzień skaut Denver Nuggets

Kamil Czarzasty
Kamil Czarzasty

WP SportoweFakty: Minęły już 3 lata, odkąd rozpoczął pan pracę dla Denver Nuggets. Jak to się stało, że 21-letni chłopak z warszawskiej Woli spełnił swój amerykański sen i trafił do tak elitarnego grona, jakim jest NBA?

Rafał Juć: Za kilka miesięcy minie 10 lat od mistrzostw świata U-20 dywizji B rozgrywanych w Warszawie, w trakcie których pracowałem jako wolontariusz. Miałem wtedy 15 lat. Od tamtej pory nie przeoczyłem żadnych mistrzostw juniorskich. Oglądałem wszystkie turnieje, zacząłem funkcjonować w środowisku. Dużo pomagał mi Polski Związek Koszykówki, gdzie dostawałem staże, angażowano mnie przy młodzieżowych kadrach Polski.

Można by opowiadać przez wiele godzin... na pewno zadecydowała o tym wielka pasja do koszykówki, towarzysząca mi od dziecka. Początkowo trochę grałem, ale dość szybko zorientowałem się, że nie zostanę profesjonalnym zawodnikiem. Starałem się szukać innych możliwości, aby w tej dyscyplinie funkcjonować - sędziowałem, bawiłem się w dziennikarstwo. A także odkrywałem, na czym polega skauting.

W momencie podjęcia pracy dla Nuggets był pan już chyba uznanym europejskim skautem, współpracującym z prestiżową agencją Eurohopes?

- Tutaj też pomogło szybkie odkrycie mediów społecznościowych, w szczególności Twittera, co pozwoliło mi w wykreowaniu swojej marki. Zgłosiłem się w 2011 do portalu Eurohoops.com, początkowo również współpracowałem na zasadzie wolontariatu. Nauczyłem się tam warsztatu skauta, m.in. techniki spisywania raportów. Szybko udało mi się awansować, już po roku zostałem głównym skautem i dyrektorem agencji. Praca dla Eurohoops umożliwiła mi nawiązanie kontaktu z klubami NBA. Współpracowaliśmy z kilkunastoma zespołami zza oceanu, mieliśmy styczność z ich przedstawicielami na konferencjach czy mistrzostwach Europy. To otworzyło drzwi do pracy w USA.

Co pana najbardziej zaskoczyło już po znalezieniu się w Denver Nuggets? Czy miał miejsce szok kulturowy?

- Niesamowite są możliwości finansowe. Jako skaut praktycznie nie mam limitu podróży, a klub zapewnia mi niezwykły komfort pracy. Nuggets są dużą, sprawnie działającą organizacją. Pracuje tu wielu prawników, analityków, byli zawodnicy nie tylko z NBA, ale też z Europy. Nasz zespół skautów jest bardzo zróżnicowany: ja jestem najmłodszym w NBA, a w biurze tuż obok mnie siedzi Herb Livsey, nobliwy, już przeszło 80-letni pan, i nie ma między nami bariery.

ZOBACZ WIDEO: Oktawia Nowacka: kibice Legii bardzo mnie zaskoczyli. Byłam w szoku

Pamiętam, że po przyjeździe trochę obawiałem się bariery językowej, nie czułem się zbyt pewnie ze swoim angielskim. Wtedy powiedziano mi: "Rafał, jak masz coś mądrego do powiedzenia, to nikogo nie będzie interesowało to, w jaki sposób to zrobisz. Liczy się to, co sobą reprezentujesz". To świetnie pokazuje tamtejszą filozofię; jeśli się wybijasz, możesz dostać szansę, co widać na moim przykładzie. Od początku traktowano mnie z dużym szacunkiem, nie powątpiewano w moje możliwości. Pozytywnie zaskoczyło mnie też to, że ludzie są niezwykle pomocni, współpracownicy bardzo chętnie dzielą się wiedzą.

Praca skauta zajmującego się koszykarzami w USA wiąże się ze spędzeniem mnóstwa czasu w podróży. Ile dni w roku spędza pan poza Denver?

- Teraz trochę częściej jestem na miejscu w USA, ostatnio zlecono mi analizowanie turniejów Nike Hoops, niektórych meczów D-League czy NCAA. Oczywiście podróżowanie jest nierozłączną cechą mojej pracy, gdzieś 150-200 dni spędzam na służbowych wyjazdach. W ich trakcie oglądam mecze na żywo, spotykam się z klubowymi trenerami.

Jak wygląda typowy dzień Rafała Jucia? Nie mówimy przecież o typowej pracy, 5 dni w tygodniu po 8 godzin?

- Z szacunku dla osób, które pracują np. fizycznie, nie chciałbym nazywać mojego zajęcia pracą. To jest styl życia. Pozornie może się wydawać, że skaut dostaje pieniądze tylko za oglądanie meczów. Jest w tym trochę prawdy, ale trzeba wiedzieć, że wiąże się z tym niesamowicie dużo wyrzeczeń. Musi to być pasją, towarzyszyć cały czas. Tylko wtedy można pozostawać na bieżąco z informacjami. Ponadto trzeba też spisywać raporty, stale kontaktować się z trenerami czy poszczególnymi zawodnikami. Niewątpliwie cierpi na tym życie prywatne, coś takiego jak stały grafik nie istnieje, tak samo jak całkowicie wolne dni.

Nie ma tutaj miejsca na kompromisy. To sytuacja zerojedynkowa: albo angażujesz się całym sobą, albo w ogóle.

Załóżmy, że zarekomendował pan jakiegoś gracza, który bardzo dobrze rokuje. Jak wygląda proces decyzyjny w kwestii pozyskania gracza, ile osób w nim uczestniczy?

- Jestem oczami i uszami klubu, dokonuję selekcji, analizy, sporządzam raport. Po wystawieniu rekomendacji, zawodnik zapraszany jest do Denver, przechodzi wielopoziomowe testy. W podjęciu ostatecznej decyzji bierze udział, kolektywnie, cały sztab. Na koniec to wszystko musi zatwierdzić generalny menadżer. Oczywiście moja rekomendacja może zostać odrzucona. To jest ten niewdzięczny aspekt tego fachu, że często nie można zrealizować tego, co by się chciało. Powodzenie zależy od wielu różnych rzeczy. Przed ostatnim draftem byłem wielkim fanem Ante Żiżicia, jednak z pewnych powodów trafił do Boston Celtics.

Jak dużo czasu potrzebuje skaut do przeprowadzenia oceny potencjału zawodnika?

- Skauting odbywa się na dwóch płaszczyznach: krótkookresowej i długookresowej. Krótkookresowa wynosi rok, a długookresowa trwa od 3 do 5 lat. Aby móc kompleksowo ocenić potencjał gracza startującego w drafcie, mającego najczęściej około 20-22 lat, trzeba go obserwować już w momencie dojrzewania. To umożliwia dostrzeżenie, jak się rozwija zarówno pod względem możliwości fizycznych, jak i umiejętności koszykarskich. Przykładowo długo obserwowałem Kristapsa Porzingisa, już kiedy miał 15 lat wiedziałem, czego można się po nim spodziewać. Zarówno pod względem umiejętności stricte koszykarskich, ale też np. jaką ma skłonność do nabierania masy mięśniowej.

Jak zespoły NBA traktują Europę? Jako niemal równoprawny wobec USA rynek koszykarski?

- Każdy klub ma nieco inną politykę względem rynków zagranicznych. Stosunek Denver Nuggets obrazuje motto wypisane na ścianie naszej sali konferencyjnej: "Nieważne, czy jesteś z Kaunas [z Kowna – red.], czy z Kansas". Każdy członek naszego sztabu do Europy przyjeżdża minimum raz w roku, np. niedawno dyrektor skautingu odwiedził Warszawę. To ogólny trend – w ostatnim drafcie aż połowa zawodników wybranych w pierwszej rundzie urodziła się poza granicami USA

Od pewnego czasu można chyba mówić o "europeizacji" NBA. I chyba nie tylko kadrowej, ale również pod względem filozofii gry - co widać choćby w odejściu od typowych centrów. Czy ten trend będzie się utrzymywał?

- Często słychać w samych Stanach opinię, że "choć to USA są kolebką koszykówki, to właśnie w Europie gra się w nią tak, jak należy". Zwracając przy tym uwagę na takie fundamenty koszykarskiego rzemiosła jak gra zespołowa, wszechstronność. To wynika z odmiennego modelu szkolenia. W Europie zawodnicy już w młodym wieku są profesjonalnie trenowani, co przekłada się na ich wszechstronność i umiejętność współpracy w drużynie. Zaś w Ameryce zawodnicy z pierwszym poważnym szkoleniowcem często mają styczność dopiero w colleage’u, kładzie się nacisk głównie na indywidualne umiejętności. Ale z racji specyfiki amerykańskiego społeczeństwa, w Stanach koszykarze są niesamowici pod względem atletycznym. To daje im olbrzymią przewagę, której raczej nie da się zniwelować.

NA NASTĘPNEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ, JAK RAFAŁ JUĆ OCENIA OBECNĄ KONDYCJĘ POLSKIEJ KOSZYKÓWKI

Czy Twoim zdaniem reprezentacja Polski w koszykówce zajmie miejsce w czołowej ósemce tegorocznego Eurobasketu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×