Kiedy w drugiej kwarcie prowadzisz różnicą przeszło 20 punktów, podświadomie myślisz o kolejnym meczu. Przecież nic złego się nie może stać, przecież zespół osiągnął gigantyczną przewagę w tak krótkim czasie. Nic, że przeciwnik jest teoretycznie lepszy - tobie wychodzi wszystko, to rywale rażą swoją indolencją.
Być może taka myśl pojawiła się w głowach zawodników Znicza Basket Pruszków podczas sobotniego meczu ze Spójnią. Podopieczni Marka Zapałowskiego rozpoczęli fenomenalnie. Już po 15 minutach osiągnęli przewagę 23 punktów. Praktycznie każdy ich rzut wpadał do kosza, zaś rywale nie radzili sobie z twardą obroną pruszkowian. Zagrania gospodarzy wprawiały w euforię zgromadzonych widzów, w tym dawno nie widzianą w hali przy ul. Bohaterów Warszawy zorganizowaną grupkę fanów próbujących śpiewami zmotywować swoich ulubieńców do boju. Kibice przygotowali transparent upamiętniający swego zmarłego przed kilkoma dniami kolegę.
Wyglądało to tak, jakby to Znicz był trzecią drużyną ligi, a nie ekipą walczącą o bezpieczne utrzymanie. Spójnia leżała już na deskach. Ale potrafiła się błyskawicznie podnieść. Zawodnicy ze Stargardu pokazali, że nie bez powodu po 28 meczach zajmowali miejsce na podium zaplecza ekstraklasy. Goście dowodzeni przez świetnie dysponowanego Marcina Dymałę (łącznie 24 pkt w meczu) niezwykle szybko odrobili straty. Już w III kwarcie Spójnia objęła prowadzenie. Wydawało się, że to ona jest skazana na zwycięstwo.
Znicz nie dał jednak za wygraną. Zawodnicy z Pruszkowa walczyli jak lwy, pragnąc za wszelką cenę uniknąć ciężkiej batalii w play-outach. Przegrana w sobotnim meczu znacznie by utrudniała zajęcie bezpiecznego miejsca. W ostatnich minutach często dochodziło do zmiany lidera, wskazanie zwycięzcy było niemożliwe. Na parkiecie zanikła różnica potencjału obu zespołów, a koszykarze jednej i drugiej drużyny popełniali mnóstwo prostych strat. Wręcz ścigali się w liczbie niecelnych podań, czy w błędach kroków. Takie są uroki I ligi koszykówki.
ZOBACZ WIDEO: Siedziała w więzieniu, poniżała rywalki. Teraz zmierzy się z polską mistrzynią
Paradoksalnie więcej pomyłek w kluczowych momentach popełnili wyżej notowani stargardzianie. Minutę przed końcem regulaminowego spotkania prowadzili 79:75. Ale błyskawicznie stracili punkty - przy wyrzucie z autu zostawili pod koszem niepilnowanego Damiana Cechniaka, który wykorzystał "prezent". Następnie zawiódł najlepszy w ekipie gości Dymała - najpierw popełnił błąd kroków, a po chwili niecelnie rzucił zza łuku. Po dość chaotycznej akcji punkty na wagę dogrywki zdobył z półdystansu Bartłomiej Ornoch.
Dogrywka miała wyrównany przebieg. Na 49 sekund przed końcem Znicz na prowadzenie wyprowadził najlepszy strzelec zespołu, Mikołaj Stopierzyński (w całym meczu zdobył 19 pkt). Tym razem pruszkowianie nie wypuścili już zwycięstwa z rąk. Dzięki wygranej w szalonym meczu, szanse na zajęcie 9. albo 10. miejsca znacznie wzrosły. Natomiast Spójnia oddaliła się od trzeciego miejsca po rundzie zasadniczej - co pod kątem walki w play-offach jest niezwykle istotne.
Znicz Basket Pruszków - Spójnia Stargard 87:83 (24:7, 20:27, 17:22, 18:23, d. 8:4)
Znicz Basket: Stopierzyński 19, Cechniak 16, Madziar 14, Kierlewicz 10, Kordalski 10, Ornoch 10, Cetnar 5, Szwed 3.
Spójnia: Dymała 24, Pabian 14, Lewandowski 12, Ptyś 12, Fraś 10, Raczyński 7, Śpica 4, Bodych 0, Koziorowicz 0.