Podczas 25. kolejki PLK kibice w Zgorzelcu obejrzeli świetny pojedynek PGE Turowa Zgorzelec z Anwilem Włocławek (83:90), który był prawdziwym przedsmakiem rundy play-off. Głośny doping, prawdziwe strzeleckie pojedynki i twarde indywidualne starcia. Te ostatnie wzbudzały najwięcej emocji. Trójka arbitrów w postaci Piotra Pastusiaka, Macieja Kotulskiego i Tomasza Trojanowskiego ewidentnie nie przyjęła jednakowej linii sędziowania. Niemalże tożsame sytuacje po obu stronach parkietu były traktowanie zgoła inaczej.
- Na początku była "apteka" i dostałem szybie dwa faule. Później rywale leją mnie po twarzy, łapią za rękę, a przy rzucie dostaje normalnie hebel i nic nie ma. To są decyzje sędziów, więc nie możemy na to patrzeć. Trzeba po prostu wyjść, mocno zapierdzielać, nie dać się temu i być ponad to - mówił po końcowym gwizdku Bartosz Bochno, rzucający PGE Turowa.
W PGE Turów Arenie dwukrotnie na parkiecie w jednym momencie pojawiło się sześciu zawodników Anwilu za co grozi przewinienie techniczne. Te sytuacje nie spotkały się jednak z reakcją sędziów, a jedynie z gwizdami publiczności.
- Przepisy są jasne i precyzyjne, ale nie ma co dyskutować z sędziami, bo te decyzje są niepodważalne. Trzeba się po prostu dostosować do gry, jaką nam zaproponują: czy możemy grać "na aptekę", czy możemy się lać - kontynuuje Bochno.
ZOBACZ WIDEO: Młoda Polka zachwyciła 50 milionów internautów. "Kiedy latam, czuję się jak ptak"
Spore kontrowersje wzbudziła też sytuacja w której niemalże idealna defensywna pułapka przygotowana przez koszykarzy PGE Turowa na Nemanji Jaramazie w połowie boiska zakończyła się ukaraniem gospodarzy przewinieniem technicznym.
- Dziwna sytuacja. Nie wiem co powiedzieć. To była dobra pułapka. Sam jestem zdziwiony i będę musiał zobaczyć na wideo co się stało. Myślałem, że idealnie ich złapaliśmy, będzie nasza piłka, ale niestety decyzja była inna i trzeba się z tym pogodzić - komentuje gracz zespołu z przygranicznego miasta.
- Sędziowie sędziami, ale my musimy popatrzeć na siebie i na nasze głupie błędy w obronie - wyraźnie zaznacza jednak Bartosz Bochno, którego drużyna przegrała z Anwilem dopiero w ostatnich minutach czwartej kwarty.
- Zabrakło nam trochę takiej taktycznej gry np. tego by faulować Josipa Sobina, który ma niski procent skuteczności z linii rzutów wolnych, a także ważnego trafienia za trzy, gdy Anwil wracał do gry. W ataku zagraliśmy w porządku, zdobyliśmy 83 punkty, nie ma do czego się przyczepić, ale 90 punktów straconych na własnym parkiecie to już stanowczo za dużo. Myślę, że zaważyła obrona, a w zasadzie małe, proste, głupie elementy, które są do poprawy, bo w innym wypadku będzie nam ciężko - analizuje Bochno.
Wspominany przez niego Josip Sobin rzucił zgorzelczanom łącznie 19 punktów z czego 13 już w pierwszej połowie.
- Chcieliśmy faulować Sobina, on zawsze się tam jednak znalazł, wyrwał gdzieś tą piłkę i rzucał nam punkty. To nam zabrało od 7 do 10 punktów i było głównym czynnikiem tego, że Anwil za łatwo trafiał spod kosza - mówi Bartosz Bochno i pytany o kolejny mecz ze Stelmetem BC Zielona Góra, dodaje:
- Czujemy się mocni. Mamy kilka elementów do poprawy, ale jedziemy tam po wygraną. Nie jesteśmy jakimiś ogórkami. Liczy się dla nas tylko zwycięstwo.