Choć ćwierćfinałowa seria pomiędzy Polskim Cukrem Toruń a Rosą Radom zakończyła się w trzech meczach, to praktycznie wszystkie spotkania rozgrzały do czerwoności sympatyków obu drużyn. W każdym z pojedynków raz jeden, raz drugi zespół odrabiał kilkunastopunktową stratę. - W pierwszym meczu mieliśmy już minus 18 w czwartej kwarcie, a mimo to wyszliśmy z tego. W drugim mieliśmy 20 punktów prowadzenia i prawie to spotkanie przegraliśmy. We wtorek odrobiliśmy wysoką stratę - przypomniał Bartosz Diduszko.
W hali MOSiR, podobnie jak w premierowym starciu rywalizacji, przed własną publicznością, podopieczni Jacka Winnickiego pokazali olbrzymi hart ducha i wiarę we własne umiejętności. - Przegrywaliśmy już 16 punktami w trzeciej kwarcie, ale jesteśmy taką drużyną, co pokazaliśmy w tej serii, że nie ma dla nas straty, której nie możemy odrobić, ale nie ma też takiej przewagi, której nie możemy stracić - skomentował z uśmiechem Diduszko.
- Pokazaliśmy charakter, jesteśmy dumni. Były niesamowite emocje. Uważam, że to jest nasz ogromny sukces - podkreślił 29-latek, który w decydującym meczu zdobył 12 punktów przy skuteczności 4/8 z gry, w tym 2/3 z dystansu. Ponadto miał trzy zbiórki i dwie asysty.
Od połowy trzeciej kwarty Polski Cukier musiał sobie radzić bez podkoszowego, Krzysztofa Sulimy, który opuścił parkiet z powodu popełnienia pięciu fauli. - Im więcej mamy problemów, tym bardziej potrafimy połączyć siły i grać do końca. To cechuje nasz zespół, nigdy się nie poddajemy - zaznaczył Diduszko.
Torunianie spokojnie czekają na półfinałowego przeciwnika. Mają czas, aby bardzo dokładnie przygotować się do tej rywalizacji. Trafią na zwycięzcę pary Energa Czarni Słupsk - Anwil Włocławek. Jak na razie jest remis 2:2. - Nikt na nas nie stawiał. Chcieliśmy udowodnić, że potrafimy grać w koszykówkę - powiedział obwodowy.
ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski: To był dla mnie szok. Długo nie będę mieć takiego przeżycia