Nie zawsze będą tak trafiać - rozmowa z Jackiem Sulowskim, zawodnikiem Polpharmy

Po pierwszym meczu ćwierćfinału play-off w parze Anwilu Włocławek z Polpharmą Starogard Gdański jest 1-0 dla włocławian. Gospodarze zagrali na bardzo dobrej skuteczności z dystansu i obrona starogardzian sobie z tym nie poradziła.

Jacek Seklecki: Trener Karol na konferencji prasowej powiedział, że nie zarządzał skupienia na żadnym zawodniku. Stąd ten pressing na całym boisku na drużynie Anwilu?

Jacek Sulowski: Przed spotkaniem przyjęliśmy założenie, że będziemy bronić bardzo agresywnie i w tym upatrywaliśmy swoich szans na wygraną. Do pewnego momentu układało się to całkiem dobrze, jednak troszkę za dużo punktów rzucił nam w tym spotkaniu Ian Boylan, który trafił cztery razy za trzy punkty, a my nie spodziewaliśmy się takiej skuteczności z jego strony. Przed nami jednak następny mecz i wszystko jest jeszcze możliwe.

Szybko graliście od drugiej kwarty, gdzie akcja po akcji wyprowadzaliście kontrataki. Ławka krótka, ale gra bardzo intensywna.

- Zgadza się, że mamy niezbyt długą ławkę, jednak może w tym jest jakiś promyk nadziei dla nas i może szczęście będzie przy nas. Anwil w tym meczu był bardzo skuteczny z dystansu i nasza obrona przynosiła połowiczny efekt. Zobaczymy, czy w dalszej rywalizacji włocławianie nadal będą tak trafiać.

A nie jest tak, że właśnie krótka ławka może was pogrążyć?

- Jeżeli byśmy bali się grać agresywnie i szybko, to byśmy tak nie grali. Anwil jest bardzo dobrym zespołem, który w przeciwieństwie do nas ma długą ławkę, jednak mogę zapewnić, że w tej rywalizacji tanio skóry nie sprzedamy.

Gracie mecze dzień po dniu. Czy wszystkie siły, jakie włożyliście w ten mecz, nie odbiją się na następny dzień? Taka obrona jaką graliście przez cały mecz musi kosztować wiele.

- Na pewno jakiś wpływ na następny mecz będzie miało to, że teraz straciliśmy sporo sił. Ale przecież pamiętajmy o tym, że Anwil również rozegrał mecz i nie był to dla niego spacerek, tylko musiał się sporo napracować. Co prawda w czwartej kwarcie grali już zawodnikami rezerwowymi, ale to nic nie znaczy. Mecz numer dwa przed nami, na pewno jest to ogromny wysiłek grać dzień po dniu, jednak po drugim spotkaniu będziemy mogli powiedzieć coś o zmęczeniu.

Po wyrównaniu na 35:35, daliście sobie rzucić 14 punktów z rzędu. Skąd taki przestój?

- Coś się w nas zacięło w tym fragmencie meczu, Anwil uzyskał przewagę, której nie udało nam się już zniwelować. Schodziliśmy do dziewięciu punktów, ale więcej nie daliśmy rady i myślę, że to zadecydowało o naszej porażce. Ale to tylko jedna porażka. Play-off rządzi się takimi prawami, że trzeba wygrać trzy spotkania, a do tego jeszcze daleko.

Mówił pan, że nastawiliście się na twardą obronę przeciwko Anwilowi, a ten już po trzech kwartach miał na swoim koncie 80 punktów.

- Anwil trafił aż 11 rzutów za trzy, dlatego też prowadził tak wysoko po trzech kwartach. Tak jak wspominałem wcześniej – Boylan trafił cztery trójki, wtórował mu Andrzej Pluta i Tommy Adams i chyba tylko Łukasz Koszarek nie miał najlepszego dnia w rzutach z dystansu. W takiej skuteczności za trzy można upatrywać tak wysokiego prowadzenia.

Anwil dobrze rzucał za trzy, natomiast wy zupełnie odwrotnie. Tylko 28 procent w tym elemencie.

- Czasami zdarzają się takie mecze, w których piłka po prostu nie chce wpadać do kosza. Ciężka praca w obronie kosztowała nas trochę sił i może dlatego nie trafialiśmy na takiej skuteczności jak w innych spotkaniach. Mam nadzieję, że był to tylko pojedynczy taki mecz i w następnych będzie o niebo lepiej.

W meczu numer dwa również pressing od początku spotkania?

- Tego jeszcze nie wiemy. W pierwszym meczu nie przyniosło to wymiernych efektów, więc zapewne trener będzie chciał coś zmienić w naszej grze. A co? Tego nie jestem w stanie w tej chwili powiedzieć, zobaczymy w meczu następnym.

Źródło artykułu: