Mateusz Ponitka: Taylor i Filipovski mają cechy wspólne

Mateusz Ponitka jest pod wrażeniem atmosfery, która panuje na zgrupowaniu reprezentacji Polski. - Nieważne gdzie byśmy się spotkali, to zawsze między nami będzie dobra chemia. Super się dogadujemy, nikt do nikogo nie ma żadnych pretensji - mówi.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Mateusz Ponitka Materiały prasowe / Andrzej Romański / Na zdjęciu: Mateusz Ponitka
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jak przebiegły pierwsze dwa tygodnie zgrupowania w Wałbrzychu?

Mateusz Ponitka, skrzydłowy reprezentacji Polski: Daliśmy radę, chociaż nie było łatwo. Dominik "Dominator" Narojczyk ostro przykręcił kurek, Mike Taylor też miał sporo rzeczy zaplanowanych dla nas. Przez rok się nie widzieliśmy, więc musieliśmy sobie przypomnieć podstawy systemu, który preferuje trener. Dużym plusem jest fakt, że większa część zawodników jest zorientowana we wszystkich konfiguracjach. Nowi koszykarze mieli czas na to, żeby wszystko zrozumieć. Całe te dwa tygodnie w Wałbrzychu to była taka praca u podstaw.

Teraz zaczyna się fajna zabawa. Mam na myśli wyjazdy, mecze towarzyskie. To jest odskocznia od ciężkiej pracy. Każdy z nas lubi pojechać do nowego kraju, zagrać przeciwko dobrym zawodnikom. Później przed nami biznes, czyli EuroBasket 2017.

Nie oszukujmy się - Wałbrzych nie jest najbardziej urokliwym miejscem, ale w drużynie nikt głośno nie narzekał na ten fakt. Każdy mówił o świetnej atmosferze. Pan też to powtórzy?

Tak. Prawda jest taka, że nieważne gdzie byśmy się spotkali, to zawsze między nami będzie dobra chemia. Atmosfera robi różnicę. To podobnie jak z wyjściem na imprezę. Jeżeli pójdziesz do super dyskoteki, ale w słabym towarzystwie, to masz małe szanse na dobrą zabawę. Z kolei jeśli pójdziesz do największej meliny, ale z "ziomeczkami", to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Podobnie jest z naszą reprezentacją.

ZOBACZ WIDEO Tour de Pologne w Katowicach, czyli strefa wolna od samochodu

Czyli w kadrze są takie "ziomeczki"?

Tak, to właśnie miałem na myśli. Super się dogadujemy, nikt do nikogo nie ma żadnych pretensji. Każdy ze sobą rozmawia, stara się, żeby ten drugi był lepszym człowiekiem i zawodnikiem. To sprawia, że ta ciężka praca, którą wykonujemy na treningach, nie jest aż tak ciężka.

Na ile w tym zasługa trenera Mike'a Taylora?

To w głównej mierze jego zasługa. Od momentu jego przyjścia do kadry, wiele rzeczy się zmieniło. Mike daje zawodnikom nieco większą swobodę. On jest zawsze otwarty do rozmów, można z nim podyskutować na wiele tematów. Trener potrafi doradzić.

Przytoczę taką anegdotę. Na początku zgrupowania było ustalone śniadanie na godzinę 8:00. Wstaliśmy raz, ale wszyscy zaczęli się zastanawiać, czy nie warto byłoby przesunąć godzinę posiłku tak o 30 minut. Podeszliśmy do trenera i byliśmy nieco zaskoczeni, bo on stwierdził: "zrobiłem to specjalnie, żebyście przyszli i negocjowali". Szybko doszliśmy do porozumienia (śmiech). Mike potrafi nawiązać dobry kontakt z zawodnikami. Nie jest tak, że on kogoś faworyzuje. Z każdym zbije piątkę, pochwali za wykonanie danego ćwiczenia.

Kiedyś w podobnym tonie wypowiadał się pan na temat Saso Filipovskiego, z którym pracował pan w Stelmecie BC Zielona Góra. Można tych trenerów pod tym względem porównać?

Tak. Z nimi można porozmawiać na tematy życiowe. Można poruszać wiele ciekawych kwestii, które kompletnie nie dotyczą koszykówki. Wiele mi te rozmowy dały. Trener Taylor jest taki, że nie narzuca odpowiedzi, ale potrafi pokazać inny punkt widzenia. Tak samo było z Saso Filipovskim. To są różni trenerzy pod względem koszykarskim, ale łączy ich jedno - świetne podejście do zawodników. Potrafią nawiązać dobry kontakt. Nie ukrywam, że tę cechę bardzo szanuję u szkoleniowców.

Tak sobie myślę, że te dwie postacie wysoko stoją w pana hierarchii.

Zajmują dwie czołowe lokaty. Do tego dorzuciłbym także Mladena Starcevicia. To dzięki niemu rozpocząłem swoją przygodę z koszykówką na wysokim poziomie.

Wracając jeszcze do tych negocjacji z trenerem Taylorem. Była rozmowa na temat przełożenia miejsca zgrupowania?

Były prowadzone rozmowy, ale na razie Wałbrzych jest nietykalny (śmiech). Powiedzmy sobie szczerze - większość z nas mieszka w Trójmieście albo na Pomorzu. Dla nas najłatwiej dojechać by było właśnie do takiego Cetniewa, Torunia czy Spały. To są najlepsze miejsca pod względem logistycznym. Do Wałbrzycha potrzebujemy 6-7 godzin, by tam dojechać i zakwaterować się. Teraz też są prowadzone rozmowy na temat lokalizacji meczów eliminacyjnych do mistrzostw świata. To ważny temat.

Ma pan swoje preferencje?

Jest kilka ciekawych miejsc na mapie - Wrocław, Trójmiasto, Włocławek, Zielona Góra czy Toruń. A może by zachęcić ośrodki, w których nie ma teraz koszykówki na wysokim poziomie? Chodzi mi o Poznań, Łódź.

EuroBasket zbliża się wielkimi krokami. Nie ma co ukrywać - w tym roku o wyjście z grupy będzie bardzo trudno. Aż roi się od wielkich zespołów - Francja, Słowenia, Grecja, gospodarz Finlandia. Jak pan na to patrzy?

To fakt - jest dobra grupa, ale jak chcesz o coś grać, robić postępy, to musisz pokonywać najlepszych. Tylko w ten sposób da się przejść do następnych etapów. Uważam, że naszym dużym atutem jest zgranie, świetna atmosfera. Czasami takie aspekty wolicjonalne potrafią przeważyć o losach danego spotkania. Cieszę się, że pierwszy mecz w turnieju mamy ze Słowenią, bo na otwarciu różne rzeczy mogą się dziać. Jesteśmy w stanie coś z nimi ugrać. Te najlepsze zespoły potrzebują się rozkręcić - te pierwsze spotkania zwykle nie są najlepsze w ich wykonaniu. Można poszukać swoich szans.

Czy reprezentacja Polski zdoła wywalczyć awans do fazy finałowej na EuroBaskecie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×