Mateusz Ponitka: Chciałbym do Euroligi wejść z buta, a nie jako rezerwowy

PAP/EPA / Tytus Żmijewski / Mateusz Ponitka zagra w Iberostarze Teneryfa
PAP/EPA / Tytus Żmijewski / Mateusz Ponitka zagra w Iberostarze Teneryfa

- Prędzej czy później te wielkie kluby przyjdą i będzie opcja, żeby się w Eurolidze wykazać. Czekam na ten odpowiedni moment, żeby wejść do tych rozgrywek z buta, a nie jako rezerwowy - mówi Mateusz Ponitka, nowy koszykarz Iberostar Teneryfa.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Baskonia Vitoria Gasteiz, Żalgiris Kowno, a nawet FC Barcelona - te kluby wymienia się w gronie tych, które chciały pozyskać Mateusza Ponitkę w okresie letnim. Nazwy robią wrażenie...[/b]

Mateusz Ponitka, nowy zawodnik Iberostar Teneryfa: Drugiej połowy klubów jeszcze nie wymieniłeś, ale nie będę ich już mówił (śmiech). To są na pewno sytuacje, które radują twoje serce, ale warto zauważyć, że prowadząc rozmowy z tymi wielkimi klubami, to nigdy nie jesteś jedyną opcją na swojej pozycji. Zwykle jest cztery-pięć opcji. Klub idzie po kolei: "A", później "B", "C" i "D". Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby podpisać umowę, jeśli jesteś opcją "D".

Nie ukrywam, że były trzy-cztery oferty do podpisania. Rozmawiałem z Saso Filipovskim na temat kontraktu w Banvicie. Ja jestem dla niego w stanie wiele poświęcić, ale tutaj nie dogadaliśmy się bardziej pod względem życiowym niż koszykarskim. Teneryfa była bardzo zmobilizowana od samego początku, później wyszedł temat Żalgirisu.

Który odezwał się za późno?

Tak. Żalgiris odezwał się w momencie, gdy byłem już dogadany z Teneryfą. Złożyłem już wtedy deklarację, że tam będę grał. Dałem słowo i nie chciałem się z tego wycofywać. Zresztą nawet nie wiem, czy byłoby to możliwe pod kątem prawnym.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: "Ibra" jest ze stali. Ten film zaskoczył fanów

Pana transfer był rozgrywany w dość burzliwych okolicznościach. Też pan to odczuł?

To był trudny okres. Nie ukrywam, że nie spodziewałem się tego. Codziennie pojawiały się plotki na mój temat - a to propozycja z jednego klubu, a to odrzucenie oferty z innego zespołu. Było duże zamieszanie. Zdezorientowana była także moja rodzina, która dzwoniła do mnie z gratulacjami, a na drugi dzień z pytaniem: "to jednak nie będziesz tam grał?"

Mówiłem im jasno: "jak podpiszę umowę, to chętnie podzielę się informacjami. Nie ma sensu wierzyć we wszystkie doniesienia medialne".

Kolejne nieprawdziwe w prasie informacje denerwowały?

Bardziej męczyły. Ja nie będę bronił ludziom opowiadać bajek. Dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Tylko przez to powstaje niepotrzebne zamieszanie. Ja też nie mogłem wtedy zabrać oficjalnie głosu, bo kluby dogadywały szczegóły.

[b]

Kto panu pomaga w podjęciu decyzji?[/b]

Wygląda to tak, że agent do mnie dzwoni i mówi o konkretnych ofertach z danych klubów. Chodzi o rolę w zespole, pieniądze, trenera, lokalizacja. Każda drużyna jest rozłożona przez niego na czynniki pierwsze. Później przez jeden-dwa dni sam to analizuję, sprawdzam informacje, następnie rozmawiam z narzeczoną i przyjaciółmi, zbieram różne głosy. Na samym końcu to ja podejmuję finalną decyzję.

Hiszpański klub wykupił pana kontrakt z Pinaru Karsiyaki. Transfery gotówkowe nie zdarzają się za często w koszykówce. Najczęściej dotyczą zawodników o uznanej marce. To wyróżnienie?

Trochę tak, bo w takie transfery bawią się najlepsze zespoły w koszykówce. Klubowi z Teneryfy bardzo zależało na pozyskaniu mnie, trener Marković kilka razy dzwonił, przekonywał, że to będzie dla mnie najlepsza opcja. Dla nich nie było problemem wykupienie umowy, przystali na wszystkie warunki. Dostałem jasny sygnał: "chcemy ciebie, masz nam pomóc w walce o kolejny triumf w Lidze Mistrzów."

To wystarczyło?

Tak. Ja jestem osobą, która patrzy przede wszystkim na aspekty życiowe i lojalne. Jeżeli widzę, że danemu klubowi zależy na mnie, to jestem w stanie poświęcić pewne rzeczy, tak aby trafić właśnie do tego miejsca. Dla mnie najważniejsza jest gra, duża liczba minut. Tylko w taki sposób mogę się rozwinąć.

[b]

Dla Teneryfy poświęcił pan grę w Eurolidze i pieniądze. Dobrze rozumiem?[/b]

Faktycznie klub nie gra w Eurolidze, ale jest świetnie zorganizowany i na co dzień występuje w ACB, a to przecież najlepsza liga w Europie. Będę mógł w każdej kolejce rywalizować ze świetnymi rywalami. Czego chcieć więcej? Liga Mistrzów też idzie do góry, z każdym rokiem te rozgrywki będą coraz mocniejsze. Finanse? Jestem zadowolony z warunków. Na razie nie kieruję się pieniędzmi.

Euroliga przyjdzie?

Przyjdzie. Mam jeszcze trochę czasu. Jestem młodym zawodnikiem, który cały czas się rozwija. Prędzej czy później te wielkie kluby przyjdą i będzie opcja, żeby się w Eurolidze wykazać. Czekam na ten odpowiedni moment, żeby wejść do tych rozgrywek z buta, a nie jako rezerwowy.

Nie chciał pan dłużej grać w Pinarze?

Chciałem. Bardzo miło wspominam rok w Izmirze. Ja liczyłem, że ten następny rok być może spędzę w Turcji. Miło się tam żyło i pracowało. Problemem były jednak spore zmiany w strukturze klubu. Stwierdziłem, że to może być nieco trudniejszy sezon pod kątem względem koszykarskim, ale i ambicjonalnym. Były problemy z budżetem, więc wolałem wybrać pewną opcję. Tym bardziej, że ja chcę zawsze walczyć o jak najwyższe cele, co umożliwi mi zespół z Teneryfy.

Był pan rozpoznawalny na ulicach Izmiru?

Raczej tak. Były takie momenty, że ludzie zaczepiali mnie na ulicach i prosili o zdjęcia czy autografy. Kibice byli bardzo oddani i fanatyczni. Tworzyli kapitalną atmosferę na meczach. Karsiyaka zawsze będzie w moim sercu. Nigdy nie doświadczyłem takiej miłości do klubu i do zawodników ze strony fanów.
[b]

Czuł się pan bezpiecznie w Turcji?
[/b]
Nasz region, w który mieszkaliśmy, był bardzo bezpieczny. Jedynym niebezpieczeństwem było trzęsienie ziemi.

Był pan wtedy w sklepie?

Tak i całe szczęście, że nie byłem wtedy w domu. Mieszkaliśmy bowiem na 15. piętrze. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, to wszyscy byli poza budynkiem i czekali na dalsze instrukcje. Zostawiłem zakupy na chodniku i szybko wjechałem na górę, by zabrać kota, dokumenty, pieniądze i komputer.

Napisał pan wtedy: "Cieszę się, że żyję..."

Było bardzo niebezpiecznie, bo trzęsienie w skali Richtera wyniosło 6,4. To są naprawdę duże wstrząsy. Stałem w sklepie z koszykiem i nagle wszystko zaczyna się ruszać, spadały produkty z półek. Ludzie płakali, krzyczeli. Były jakieś ostrzeżenia, ale my dalej staliśmy w miejscu, bo kompletnie nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Nawet pomyśleliśmy, że to żart, bo w Polsce takich rzeczy się nie spotyka.

Źródło artykułu: