Faworyt wygrał, ale łatwo nie miał. Na parkiecie hali Sinan Erdem Arena szalał Aleksiej Szwed, ale wygrał team. Serbowie grali bardziej zespołowo, do tego mieli pod koszem fenomenalnego Bobana Marjanovicia i zimnokrwistego Bogdana Bogdanovicia.
Gracze z Bałkanów od pierwszych minut budowali swoją przewagę, a całkowitą kontrolę nad spotkaniem przejęli w momencie, w którym na parkiecie pojawił się Marjanović. Ten niszczył pod koszem. Zdobywał seryjnie punkty, a rywale mogli go jedynie faulować.
Serbski gigant po pierwszej połowie miał 13 punktów, 4 zbiórki i 3 asysty, a ekipa Aleksandara Djordjevicia prowadzili pewnie 48:34.
Wśród Rosjan wszystkie oczy skierowane były na Szweda, a ten znowu dał popis. Jego szalony styl może nie wszystkim się podobać, ale niekiedy w szaleństwie też jest metoda. Lider Sbornej trafiał rzut za rzutem, a straty topniały.
W czwartej kwarcie po jego kolejnej już trójce Rosja przegrywała tylko 73:75. Końcówka należała jednak do Bogdanovicia. Ten grał zupełnie inaczej od Szweda - cierpliwie, mądrze i spokojnie. Też trafił zza łuku, potem dodał celny rzut z półdystansu i zapewnił swojej drużynie wygraną i finał EuroBasketu 2017.
Marjanović ostatecznie wywalczył 18 punktów, 6 zbiórek i 4 asysty. Bogdanović dodał 24 oczka i 4 asysty. Jedynym zmartwieniem trenera Djordjevicia jest kontuzja stawu skokowego Stefana Jovicia, której doznał w połowie trzeciej kwarty.
33 - tyle punktów pojawiło się przy nazwisku Szweda. Oddał aż 15 rzutów zza łuku, a 6 z nich wykorzystał. Długo nie miał jednak wsparcia. Warto dodać, że zmiennicy pierwsze punkty zdobyli w... 26 minucie meczu.
Finałowym rywalem Serbów będą Słoweńcy. W meczu o brąz Rosjanie zagrają natomiast z Hiszpanami.
Rosja - Serbia 79:87 (20:25, 14:23, 23:18, 22:21)
Rosja: Szwed 33, Woroncewicz 14, Mozgow 11, Chwostow 10, Zubkow 6, Fridzon 3, Kurbanow 2, Iwlew 0, Antonow 0, Kułagin 0.
Serbia: Bogdanović 24, Marjanović 18, Lucic 13, Jović 8, Milosavljević 7, Micić 5, Macvan 4, Gudurić 3, Kuzmic 3, Bircević 2, Stimac 0,
ZOBACZ WIDEO "Happy Olo" we wrześniu na ekranach. "To trochę szalony film"