W poniedziałkowym, rewanżowym meczu trzeciej rundy eliminacji do Basketball Champions League Rosa Radom odrobiła z dużą nawiązką sześciopunktową stratę z pierwszego spotkania z Telenetem Giants Antwerpia (69:75), wygrywając w Hali MOSiR 83:70. Po początkowych dziesięciu minutach nie nie zapowiadało jednak tak szczęśliwego zakończenia dla podopiecznych Wojciecha Kamińskiego. Goście prowadzili bowiem 18:13.
- Przede wszystkim gratulacje dla przegranej drużyny, ponieważ zanotowała kapitalny początek sezonu w swojej rodzimej lidze, odnosząc pięć zwycięstw z rzędu. Grała bardzo dobry basket w rywalizacji z nami, trudnym zadaniem było ją pokonać - przyznał trener gospodarzy, w swoim stylu rozpoczynając wypowiedź na konferencji prasowej.
Jego zawodnicy "przebudzili się" w drugiej kwarcie. Sygnał do ataku dali Filip Zegzuła, Robert Witka i przede wszystkim Marcin Piechowicz, który miał "wejście smoka", świetnie pracując w obronie oraz podejmując dobre decyzje w ataku.
- Jesteśmy oczywiście szczęśliwi i chcę, rzecz jasna, pogratulować także moim zawodnikom, gdyż po prostu byli lepsi od przeciwnika. Wierzyli w zwycięstwo, świetnie zaprezentowali się w obronie - podkreślił szkoleniowiec. W drugiej i trzeciej odsłonie Rosa straciła bowiem zaledwie 30 "oczek".
- Co prawda te ostatnie kilka punktów, które rywale zdobyli w 40 sekund, kiedy próbowaliśmy utrzymać bezpieczną przewagę i nie faulować, nic nie zmieniło, bo przez 39 minut nie pozwoliliśmy im zdobyć więcej niż 60 punktów - zaznaczył Kamiński.
ZOBACZ WIDEO Rozmowa WP SportoweFakty: W Legii przerażenie. To co się stało jest skandalem