Joe Crispin: Zawsze inaczej postrzegałem koszykówkę

Michał Wietrzycki
Michał Wietrzycki
Przejdźmy do kariery koszykarskiej. We Włocławku miał pan ksywkę „Crazy Joe” – to wszystko przez te szalone rzuty z dystansu…

Mogę cię zapewnić, że nie tylko we Włocławku tak na mnie mówiono – tak było w wielu krajach, nawet w Stanach Zjednoczonych! Muszę powiedzieć, że nie byłem typowym koszykarzem. Ja postrzegałem tę grę inaczej niż wszyscy. Uwielbiałem podejmować ryzyko na boisku i brać odpowiedzialność na swoje barki.

A jak to postrzegali koledzy z drużyny?

Zawsze im mówiłem, ze te rzuty które dla nich są szalone – dla mnie były chlebem powszednim bo przed i po treningach oddawałem ich tysiące. Zawsze byłem gotów na nawet najtrudniejszy rzut. Myślę, że niewielu było koszykarzy, którzy mogliby trenować ciężej ode mnie i wiedziałem, ze prawdziwym szaleństwem byłoby nie oddawać tych rzutów w trakcie meczów. Pracowałem na to zbyt długo i zbyt ciężko.

W Internecie dalej krąży filmik z pana występem przeciwko Prokomowi Trefl Sopot – 8 celnych trójek w finale.. Pana pewność siebie powalała na kolana, a przekonywał się o tym Filip Dylewicz.

Widziałem ten filmik, to był świetny mecz! Myślę, ze ta pewność siebie brała się z kilku źródeł. Zawsze miałem trenerów, którzy mi ufali i mówili bym rzucał. Ja przez to wsparcie czułem, że mogę na parkiecie dać drużynie więcej niż ktokolwiek inny. Z drugiej strony wiem, że w swoim życiu pracowałem ciężej od kogokolwiek innego – zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuacje rzutowe. Wierzę, że taką pewność siebie można wytrenować i próbuję ją zaszczepić w moich zawodnikach. Muszą ciężko pracować, ale nie mogę ich rugać po jednej nieudanej akcji.

We Włocławku trenował pana Andrej Urlep. Wydawało się, że u niego nie ma przyzwolenia na grę, którą pan tak lubił. Mimo wszystko musiał w pana grę mocno uwierzyć.

Andrej był niesamowitym człowiekiem. Miał świetny charakter. Zgodzę się - wierzył w moje umiejętności bardzo mocno. Wiedział, że chcę tego mistrzostwa Polski dla Włocławka i dał mi ogrom swobody na parkiecie. Myślę, że to go charakteryzowało jako unikalnego trenera. Uwierzył w moją ambicję i wiedział, ze mogę pomóc Anwilowi w powtórzeniu sukcesu z 2003 roku. Niestety nie udało się zdobyć mistrzostwa.. Zawsze będę mu wdzięczny za ten czas we Włocławku.

Na parkiecie sprawiał pan zawsze wrażenie spokojnego zawodnika, jak to jest poza boiskiem?

Moja żona zwykła mówić, że jestem najbardziej zrelaksowanym, żyjącym na wysokich obrotach człowiekiem na całej planecie (śmiech). Myślę, że jest w tym bardzo dużo prawdy. Żyję intensywnie, ale nie mam w sobie szaleństwa. Jestem spokojnym człowiekiem, próbuję być wyluzowany i zabawny jak na swoje lata.. przynajmniej się staram!

Jak pan wspomina swój pobyt we Włocławku?

Włocławek wspominam bardzo ciepło. Przyznam, że początki były trudne. Na pewno nie zapomnę tego, że całe miasto żyło koszykówką i tym co się działo wokół Anwilu. Mam nadzieję, że to się nie zmieniło. Lubiłem tam mieszkać. Jako zawodnik danej drużyny nie grasz tylko dla własnych sukcesów – reprezentujesz drużynę, miasto i społeczność.

Rzadko można usłyszeć takie słowa od zawodnika, który przyjeżdża do kraju na kilka miesięcy.

Nigdy nie chciałem być jak najemnik – moim celem było sprawianie radości społeczności, którą reprezentowałem. Cieszę się, że mogłem sprawić trochę radości włocławianom, bo o to przecież w tym wszystkim chodzi. Mogę zdradzić, że planuję w przyszłości wybrać się do Polski i odwiedzić miasta w których grałem kiedyś. Lubię takie sentymentalne powroty. Włocławek również będę chciał odwiedzić.

Czy w PLK brakuje takich zawodników jak Joe Crispin?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×