Dobre wieści dla Warriors. Rezonans Greena nie wykazał groźnego urazu

PAP/EPA / TANNEN MAURY / Draymond Green w wejściu pod kosz
PAP/EPA / TANNEN MAURY / Draymond Green w wejściu pod kosz

Wygląda na to, że fani obecnie panujących mistrzów NBA, czyli Golden State Warriors, mogą spać spokojnie. Draymond Green, jeden z liderów zespołu, będzie zdolny do gry.

Draymond Green to jedna z najbarwniejszych postaci obecnej NBA - dość kontrowersyjna, wzbudzająca skrajne emocje kibiców innych zespołów. Jednak dla sympatyków Golden State Warriors, zawodnik ten, to skarb. Nic zatem dziwnego, że wielu z nich zapewne drżało po tym, jak w trzeciej kwarcie meczu z Houston Rockets opuścił on parkiet i już się na nim nie pojawił.

Green podczas wejścia pod kosz bardzo niefortunnie przekręcił kolano i nie był w stanie kontynuować gry. Po 36 minutach starcia, mistrzowie prowadzili z rywalami dość wyraźnie - 101:88. Nic nie wskazywało zatem na ich porażkę, ale stało się inaczej.

To Rockets triumfowali 122:121. Pośrednio stało się to na pewno z powodu braku Greena w ostatniej kwarcie. Do momentu urazu, w 28 minut na parkiecie, zanotował on 9 punktów, 11 zbiórek i 13 asyst. Zaledwie jednego oczka zabrakło mu więc do pierwszego triple-double w sezonie, a jego obecność w ostatniej części pojedynku mogłaby okazać się na wagę zwycięstwa.

Po meczu jeden z najlepszych obrońców ligi rzucił do dziennikarzy "Nic mi nie jest, wszystko będzie dobrze". To pozwalało wierzyć, że faktycznie tak się stanie. Wynik badania rezonansem magnetycznym nie wykazał poważnego uszkodzenia kolana, w związku z czym fani mogą odetchnąć. Oby limit pecha, po groźnych kontuzjach Gordona Haywarda i Jeremy'ego Lina, tym samym się wyczerpał.

Greena zabraknie jednak najprawdopodobniej w drugim dla Warriors meczu w sezonie. Ekipa Steve'a Kerra zmierzy się w nim z New Orleans Pelicans i powalczy o pierwszą wygraną w rozgrywkach.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Milik: Nie wykluczam wypożyczenia z Napoli

Komentarze (0)