Jacek Antczak: Adam Wójcik potrafił dotrzeć i do dzieci, i do więźniów

- Był pierwszym, którego nazywano Dennisem Rodmanem. Jako pierwszy polski koszykarz zrobił sobie tatuaż, jako pierwszy przefarbował włosy. Potrafił dotrzeć i do dzieci, i do więźniów - wspomina Jacek Antczak, autor biografii Adama Wójcika.

Piotr Szarwark
Piotr Szarwark
Adam Wójcik, legenda polskiej koszykówki PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Adam Wójcik, legenda polskiej koszykówki

*Adam Wójcik zmarł 26 sierpnia 2017 roku w wieku zaledwie 47 lat. Przegrał walkę z białaczką. Osierocił dwóch synów, bliźniaków, Jana i Szymona, którzy są na dobrej drodze do tego, aby tak jak ojciec stanowić o sile polskiej koszykówki.

Piotr Szarwark, WP SportoweFakty: Kibice z całą pewnością zapamiętali Adama Wójcika jako ikonę, legendę polskiej koszykówki. A jak pan go zapamiętał?

Jacek Antczak, dziennikarz Radia Wrocław, autor biografii "Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty": Na tysiąc różnych sposobów. Przede wszystkim jako mojego przyjaciela, wielkiego człowieka, nie tylko wzrostem, ale duszą i sercem, otwartego, wesołego, zabawnego. Miałem ten wielki zaszczyt, by przez ostatnich kilka lat współpracować z Adamem przy opowieści o jego życiu. Teraz w dwójnasób cieszę się, że ta książka powstała, ponieważ istnieje możliwość, aby prześledzić jego losy życiowe i sportowe. Opisałem te szczęśliwe, jak i dramatyczne chwile w jego życiu, czasem anegdotyczne, czasem śmieszne.

Jak podsumowałby pan usłaną wieloma sukcesami karierę Adama?

Ta kariera, długa i znaczona niezwykłymi wydarzeniami w historii koszykówki, ale też polskiego sportu, pokazuje Adama jako wielce utalentowanego sportowca. Ja go zapamiętałem z tego, że był we wszystkim pierwszy. Był pierwszym polskim koszykarzem, który trafił do NBA (trenował na obozie przygotowawczym Los Angeles Clippers - red.), był pierwszym, który zagrał w Eurolidze. Co prawda nie z polską, a z belgijską drużyną, ale to jest tak, że podobnie jak śniliśmy o piłkarskiej Lidze Mistrzów po Widzewie, tak kluby koszykarskie śniły o Eurolidze

Był pierwszym koszykarzem, którego nazywano Dennisem Rodmanem. Jako pierwszy polski koszykarz zrobił sobie tatuaż - miał takiego diabła tasmańskiego na łydce. Jako pierwszy przefarbował sobie włosy, dzięki czemu kibice Śląska Wrocław mogli krzyczeć - "nasza Barbie najlepsza w Polsce jest". Był też pierwszym koszykarzem, który przekroczył magiczną barierę 10 tysięcy punktów w Polskiej Lidze Koszykówki. To fantastyczny wyczyn tym bardziej, że wiele lat spędził grając w klubach zagranicznych. Trzeba pamiętać, że wygrał też pierwszy w historii konkurs wsadów zorganizowany w Polsce, przy okazji rozwalając tablicę. Tych "pierwszych razy" było mnóstwo, w tym - z czego jestem bardzo dumny i szczęśliwy - był pierwszym polskim koszykarzem, o którym powstała biografia.

To chyba doskonale pokazuje, jak znaczącą postacią był dla polskiego sportu.

Kiedy Adam zmarł, jeden z dziennikarzy sportowych napisał zdanie, które jest absolutnie prawdziwe: Adam Wójcik był polską koszykówką. Myślisz koszykówka i od razu pojawia się postać Adama. Jego jedynym niespełnionym marzeniem było to, że nie zagrał na igrzyskach olimpijskich lub mistrzostwach świata. Koszykówka jest jednak sportem zespołowym i gdyby takich Adamów Wójcików było jeszcze dwóch-trzech, nie tylko byśmy tam zagrali, ale też walczyli o medale.

Zresztą nie tylko środowisko koszykarskie uznawało go za legendę. Adam miał w sobie coś takiego - to jest niepowtarzalne - że w jakiekolwiek środowisko wchodził, wzbudzał ogromną sympatię. Adasia po prostu wszyscy kochali. Był niesłychanie pogodnym i dowcipnym człowiekiem. To on wprowadzał "zamieszanie" na różnych obozach kadry, przez pewien czas był jej kapitanem, a później też asystentem trenera.

To również ogromna strata właśnie dlatego, że wśród wielu talentów Adama, była  umiejętność wciągania do sportu młodych ludzi, nie tylko koszykarzy. On zarażał miłością do rywalizacji. Wszystko wiedział o tym sporcie i jeszcze przez długie lata moglibyśmy mieć z niego pożytek.

Wracając jednak do tych środowisk, o których mówiłem. Jedno z naszych spotkań autorskich mieliśmy w więzieniu. Zaprosili nas więźniowie i to w większości osoby z wyrokami za poważne przestępstwa. Przez półtorej godziny rozmawiali z Adamem o sporcie, wspominali różne mecze i bardzo go polubili. To pokazuje, że w jakimkolwiek środowisku - czy to w więzieniu, czy w przedszkolu - Adam wszędzie wzbudzał sympatię. Wynikało to z jego charakteru, bo on zawsze pomagał ludziom, nigdy nie odmawiał jakiegokolwiek autografu lub rozmowy. Myślę, że odszedł od nas o 60 lat za wcześnie.

Przeczytałem napisaną przez pana biografię Adama, przeczytałem też kilka jej recenzji. W większości z nich zauważono, że koszykarz przedstawiony jest wyłącznie w pozytywnym świetle. A może po prostu nie dało się mówić o nim inaczej?

Wiem, że są to takie głosy, śmiałem się z tego. Adam nie do końca o tym wiedział, ale ja przez dwa lata zbierania materiałów do książki, szukałem ludzi, którzy powiedzieliby o nim choćby kilka złych zdań. Nie udało mi się. Może ktoś wspomniał co najwyżej, że czasami robił kroki. Jeśli chodzi o ten zarzut czytelników, mogę tylko rozłożyć ręce. Jestem obiektywnym dziennikarzem, ale lubili go wszyscy - zarówno trenerzy, partnerzy z różnych drużyn, jak i przeciwnicy. Jeśli ten chłopak miał jakieś wady, to były w jego życiu tak szczelnie ukryte, że nie dało się ich poznać. Niech sobie ludzie mówią co chcą, ale ten kto poznał Adama zrozumie, dlaczego miałem takie trudności, żeby przedstawić go z jakiejkolwiek złej strony.

Jak wyglądał sam proces pisania książki? Czy to Adam wyszedł z pomysłem, aby powstała taka biografia, czy to była pańska inicjatywa?

Adam absolutnie nie miał takich myśli. Przyszedłem do niego z tym pomysłem podczas mistrzostw Europy w 2009 roku, strasznie go o to męczyłem, nawet wtedy, kiedy był masowany przez lekarzy naszej kadry. Bardzo się z tym wstrzymywał. Nie był pewien, czy zasługuje na taką książkę, czy jest o czym opowiadać. Z biegiem miesięcy okazało się, że w jego życiu było mnóstwo fantastycznych historii, pokazujących między innymi wielką determinację młodego człowieka z Oławy, który wszedł na sam szczyt. W końcu udało się go namówić na napisanie biografii, co zaowocowało licznymi spotkaniami między nami. Pozostaną one dla mnie niezapomniane.

Jak pan sądzi, jakie wartości pozostawił Adam Wójcik dla młodych sportowców, którzy marzą o tak dużej karierze?

Myślę, że to wzór takiej uczciwej drogi do osiągania sukcesów sportowych. Nie miał w sobie nic ze sportowców, którzy dziś często epatują pewnego rodzaju komercjalizacją. Był skromnym człowiekiem, prowadził bardzo sportowy tryb życia, choć zdarzało mu się napić whisky czy zapalić papierosa. To też pokazuje, że był po prostu człowiekiem. Z całą pewnością był jednak ikoną, legendą, "El Proffesorem" (jeden z pseudonimów A. Wójcika - red.). To właśnie powinno po nim pozostać i warto, aby młodzi ludzie pamiętali o tym, jaki był naprawdę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×