Asseco przegrywa wygrane mecze. Trener Frasunkiewicz: Musimy dorosnąć

Newspix / ARTUR PODLEWSKI / 400mm.pl / Na zdjęciu: Asseco Gdynia
Newspix / ARTUR PODLEWSKI / 400mm.pl / Na zdjęciu: Asseco Gdynia

- Po raz kolejny nie możemy zamknąć meczu, który jest już praktycznie wygrany - mówi trener Frasunkiewicz. Jego Asseco prowadziło z PGE Turowem 7 punktami na minutę przed końcem, a mimo wszystko przegrało 78:79. To kolejna taka wpadka w tym sezonie.

To już powoli staje się niechlubną tradycją Asseco Gdynia. Podopieczni Przemysława Frasunkiewicza przegrywają wygrane mecze. Tak było w starciach z Kingiem, Treflem, Stelmetem BC i PGE Turowem.

Przeanalizujmy każde z tych spotkań. W Szczecinie gdynianie prowadzili już nawet różnicą 14 punktów, ale przegrali po dogrywce. W Derbach Trójmiasta żółto-niebiescy mieli w trzeciej kwarcie 16 oczek więcej od rywali, a mimo wszystko prowadzenia nie dowieźli. Co więcej, przegrali przez rzut Jakuba Karolaka równo z końcową syreną.

Wydawało się, że podłamani gdynianie nie postawią się Stelmetowi. Mistrzowie Polski chyba też w podobnych kategoriach myśleli, bo wyszli na mecz całkowicie nieskoncentrowani i pozbawieni agresji. Asseco prowadziło niemal przez cały mecz, także w dogrywce, ale ostatecznie przegrało 70:71.

Podobnie było w starciu z PGE Turowem - jeszcze na minutę przed końcem gdynianie prowadzili 7 punktami, a mimo wszystko z parkietu zeszli jako pokonani (78:79). Kluczowy rzut z dystansu oddał Roderick Camphor, który wymanewrował Marcela Ponitkę. Gospodarze mieli jeszcze dwie sekundy do rozegrania - rzut z własnej połowy boiska zdążył oddać Przemysław Żołnierewicz, piłka skakała po obręczy, za głowę trzymał się już Stefan Balmazović, ale chwilę później ławka PGE Turowa eksplodowała z radości.

W gdyńskim obozie smutek i przygnębienie. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że w tym momencie zespół mógł mieć znacznie korzystniejszy bilans (ma 5:6 i zajmuje 10. miejsce w tabeli). - Takie mecze zdarzają się czasami raz w sezonie, gdy prowadzi się przez całe spotkanie, a mimo wszystko z parkietu schodzi się jako pokonany. Nam to się zdarzyło... czwarty raz z rzędu - mówi trener Przemysław Frasunkiewicz.

- Mamy niesamowitego pecha, ale z drugiej strony, musimy dorosnąć. Po raz kolejny nie umiemy zamknąć wygranego spotkania. Nie trafiamy rzutów wolnych, faulujemy w sytuacjach, w których nie mamy faulować. Popełniamy bardzo proste błędy - tłumaczy szkoleniowiec Asseco Gdynia.

Czy kolejne przegrane mecze w końcówkach wpływają na kondycję psychiczną zawodników? Jest w nich strach? - Jeżeli nie dorośniemy, to nadal takie mecze będą się zdarzać. Strach? Nie widziałem tutaj potworów, diabła, żeby się bać. A niestety się boimy... - odpowiada Frasunkiewicz.

- Takie porażki bolą, tym bardziej, że była to kolejna z rzędu. Ręce opadają, ale trzeba się podnieść i grać dalej - ocenia z kolei Dariusz Wyka, podkoszowy Asseco Gdynia.

ZOBACZ WIDEO: Wygrana Bayernu, gol Roberta Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (2)
Gabriel G
14.12.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Fanatyk89
14.12.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Może trener musi dorosnąć ? 5 gier klasycznie spier ... w końcówkach. Ale i tak brawo - sami Polacy i z każdym grają jak równy z równym