Przemysław Frasunkiewicz: Nie da się nabyć doświadczenia w pół roku. Swoje mecze trzeba rozegrać i pewne przegrać

WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: trener Przemysław Frasunkiewicz
WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: trener Przemysław Frasunkiewicz

- Nie da się nabyć doświadczenia w pół roku. Trzeba poczuć ten smak spotkań z mistrzem Polski, zagrać w play-off, finałach. U nas jest kilku takich zawodników. Musimy kombinować - mówi Przemysław Frasunkiewicz, trener Asseco Gdynia.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy porównanie do Rocky'ego jest zasadne?[/b]

Przemysław Frasunkiewicz, trener Asseco Gdynia: Takie porównanie funkcjonuje w naszej szatni. Myślę, że jest ono zasadne, bo po takich porażkach było naprawdę bardzo trudno się podnieść, tym bardziej, że mieliśmy serię meczów co trzy dni. W każdym z tych spotkań graliśmy na 100 procent swoich możliwości. Nie było odpuszczania. Jestem pełen podziwu dla tych chłopców, którzy wykonują kawał dobrej roboty.

Podam taki przykład. U nas nie ma czegoś takiego, że zaraz po meczu wygranym czy przegranym w szatni połowy zawodników już nie ma, bo gdzieś się rozeszła. Wręcz przeciwnie: każdy jest poobkładany lodem, koszykarze wyglądają jakby zeszli z pola walki. Ledwo dyszą. Widać, że dali z siebie wszystko. W poprzednim sezonie po kilku porażkach trochę "pękliśmy". Nie było widać tego charakteru. Teraz jest inaczej.

Dlaczego, że skład praktycznie się nie zmienił?

Tak, ale dojście dwóch nowych zawodników - Jakuba Garbacza i Dariusza Wyki - sprawiło, że jesteśmy jeszcze lepsi. Jest nam nieco łatwiej grać. Warto także odnotować rozwój poszczególnych koszykarzy: taki Filip Put, który przyszedł do nas z I ligi, mało umiał na początku, a teraz gra bardzo solidnie. Jest pilny, ciężko pracuje. Tak można byłoby powiedzieć o każdym graczu. Ten zespół dorasta fizycznie, taktycznie i psychicznie.

Przegraliście cztery mecze praktycznie w ten sam sposób. Prowadziliście z Kingiem, Treflem, Stelmetem i PGE Turowem, ale z parkietu schodziliście za każdym razem w roli pokonanego. Jak to wytłumaczyć?

Czasami jest tak, że jak gra się z dobrym zespołem i jest zacięta końcówka, to trudno wykreować dobre pozycje do rzutu. U nas tych pozycji było mnóstwo. Mieliśmy pełno otwartych "trójek", rzutów spod kosza czy osobistych. Trzeba to po prostu trafiać. Nie da się inaczej wygrać meczu.

ZOBACZ WIDEO Chelsea powaliła drużynę Boruca dwoma ciosami - zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Ale z drugiej strony, nawiązując do piłki nożnej, to nawet największym zdarzało się podczas mistrzostw świata pudłować rzuty karne. A przecież to nie jest żadna wielka filozofia - wystarczy podejść i mocno kopnąć w boczną siatkę. Z nami jest trochę podobnie. To nie jest tak, że boimy się wygrać, ale nie jesteśmy do końca świadomi swojego potencjału.

Takie mecze jak ze Stelmetem BC trzeba po prostu rozegrać. To jest to właśnie doświadczenie, o którym się często mówi. Nie da się tego zrobić w pół roku. Na to potrzeba czasu. Trzeba poczuć ten smak spotkań z mistrzem Polski, zagrać w play-off, finałach. U nas Szubarga i Szczotka grali na dużym poziomie, kilku było w play-offach: Żołnierewicz, Ponitka czy Witliński.

Czy w klubie było nerwowo po pięciu porażkach z rzędu?

Nie, bo wszyscy twardo stąpają po ziemi. Wiedzą za jakie pieniądze jest zbudowany ten skład. Powiem tak: po co do Polski są sprowadzani obcokrajowcy? Nie dlatego, że są ładni, tylko po to, żeby robili różnicę. U nas tę rolę pełnią krajowi gracze. Wszyscy doskonale znają plan funkcjonowania naszego klubu. Nie ma sensu prowadzić jakiś nerwowych rozmów. Po prostu trzeba jeszcze mocniej pracować i wyciągać wnioski. Po ostatnim meczu z PGE Turowem nasze wideo z analizą błędów trwało 160 minut.

Jak wygląda taka analiza?

Materiał wideo zwykle ma 20 minut. Jeżeli robimy pauzy i omawiamy każdą sytuację, to z tych 20 minut robi... godzina, później druga i tak dalej.

To jest monolog trenera czy dyskusja?

Różnie. Raczej ja tłumaczę, ale też nie ma takich sytuacji, że ja tylko mówię, a zawodnicy mają siedzieć jak na skazaniu i słuchać.

Oglądałem niedawno kulisy z wyjazdu Anwilu Włocławek do Zgorzelca. Tam właśnie była analiza meczu, ale na niej przemawiał tylko trener Igor Milicić. Zawodnicy siedzieli na krzesłach i wyłącznie słuchali. Wyglądało to trochę jak na kazaniu.

Bo to trochę tak wygląda. Jeżeli trener Igor Milicić wprowadza jakąś taktykę, ma założenia, a Anwil gra bardzo skomplikowaną koszykówkę, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, to dużo jest rzeczy, o których po prostu trzeba pamiętać. Jeżeli tych błędów jest sporo, to trzeba je wszystkie omówić i zanalizować.

W tym wszystkim ogromną rolę odgrywają asystenci, o których rzadko się mówi. Panu w pracy pomagają: Roman Tymański, Kamil Sadowski i Piotr Blechacz.

Mam świetnych asystentów, którzy każdego dnia wykonują tytaniczną pracę. Robią różne wyliczenia, analizują grę rywali. To bardzo konkretny, ale zróżnicowany zestaw. Oni całkowicie różnią się od siebie. Mają bardzo różne pomysły, co pomaga np. w układaniu taktyki. Nie oszukujmy się - my musimy bardzo kombinować, dlatego te pomysły są bardzo ważne. Na każdy mecz w PLK mamy inną taktykę w obronie. Jeżeli kręcimy się w okolicach 70-80 procent wykonanych założeń, to zwykle mamy duże szanse na wygraną.

Zobacz inne teksty autora

Komentarze (0)