- Byliśmy mocno zmobilizowani przed tym meczem. Ostatnie porażki siedziały nam w głowach i musieliśmy się wziąć w garść, pokazać ten nasz prawdziwy potencjał, który w nas drzemie - mówi po meczu w Sopocie Marcin Salamonik.
Zarówno on, jak i wszyscy związani z GTK Gliwice mieli w sobotę powody do dumy. W końcu rozegrali najlepszy mecz w sezonie pod wieloma aspektami, dzięki czemu sprawili sobie niespodziankę.
Od drugiej kwarty beniaminek dominował, a w 34 minucie prowadził różnicą nawet 23 oczek. - Od samego początku wyszliśmy naładowani i postawiliśmy Treflowi trudne warunki. Trochę szkoda tylko tej końcówki, gdzie się trochę zagotowaliśmy. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy i przez święta będzie trochę spokoju - dodaje.
Gliwiczanie zgotowali sobie zupełnie niepotrzebną nerwówkę w końcówce. Prowadząc 76:53 popełnili kilka prostych błędów, a po drugiej stronie "otworzył się" Jakub Karolak. Sopocianie zeszli na siedem punktów, ale GTK zdołało opanować sytuację. - Nerwówka w końcówce niepotrzebna, a pewnie gdyby trafili jeszcze ze dwa rzuty, to mogłoby się to źle skończyć - ocenia Salamonik.
Generalnie jednak - wycinając ten okres pomiędzy 34 a 37 minutą - GTK grało bardzo dobrze, najlepiej odkąd zawitało do PLK. W końcu swoje zrobiła defensywa. Trefl po trzech kwartach miał na swoim koncie zaledwie 47 punktów. Gliwiczanie zazwyczaj tyle tracili... w pierwszych połowach.
- Zagraliśmy agresywnie. Każdy wiedział co ma robić, każdy każdemu pomagał i to przyniosło efekty. Mam tylko nadzieję, że nie było to jednorazowe, tylko będziemy to kontynuować - zakończył silny skrzydłowy GTK.
ZOBACZ WIDEO Wilfredo Leon już chce mówić po polsku. "Wywiadem w naszym języku zaskoczył wszystkich"