NBA: hit dla Warriors, Rockets nie dali rady bez Hardena

Newspix / ZUMA / na zdjęciu: Stephen Curry
Newspix / ZUMA / na zdjęciu: Stephen Curry

Mistrzowie NBA zrewanżowali się Houston Rockets za porażkę z początku sezonu. Golden State Warriors prowadzeni przez duet Stephen Curry - Klay Thompson pokonali Teksańczyków 124:114. Ci musieli radzić sobie bez swojego lidera, Jamesa Hardena.

Golden State Warriors bez Kevina Duranta, Houston Rockets bez Jamesa Hardena, ale hitowy mecz na szczycie Konferencji Zachodniej i tak dostarczył sporych wrażeń. Obie ekipy toczyły zażarty bój przez trzy kwarty. Mistrzowie NBA zaczęli przejmować inicjatywę na początku decydującej odsłony. Ważne rzuty w końcówce trafiali Stephen Curry oraz Klay Thompson i tak drużyna z Oakland dwie i pół minuty przed końcem meczu doprowadziła do stanu 120:108, a ostatecznie pokonała Teksańczyków 124:114.

Gospodarze robili, co w ich mocy, lecz zmarnowali dwa posiadania przy stanie 108:115, a to okazało się niezwykle istotne, ponieważ definitywnie przekreśliło szanse na odwrócenie przez nich losów spotkania. Podopieczni Steve'a Kerra zrewanżowali się rywalom za porażkę z dnia otwierającego sezon NBA, kiedy Rockets dość niespodziewanie pokonali ich 122:121 w hali Oracle Arena.

Klay Thomspon był solidnie dysponowany rzutowo, umieścił w koszu 6 na 9 "trójek", a w sumie zapisał przy swoim nazwisku 28 punktów. Stephen Curry miał ich 29, dwukrotny MVP dodał też pięć zbiórek i dziewięć asyst. Olbrzymi wkład w 31. zwycięstwo Warriors miał także skrzydłowy Draymond Green, zdobywca triple-double na poziomie 14 "oczek", 14 zebranych piłek oraz 10 kluczowych podań. Dla obrońców tytułu to dziewiąty sukces z rzędu na wyjeździe, a szesnasty w ogóle - nikt w NBA nie może pochwalić się większą liczbą triumfów w halach rywali.

To, że obie drużyny lubią rzucać za trzy punkty i stanowi to ich znak rozpoznawczy, nie trzeba nikomu przypominać. Tym razem rozbiezność oddanych prób była spora, Rockets oddali aż 50 rzutów, a Warriors 30. Dysonans rzutów celnych już taki znaczący jednak nie był, tylko 17-13 na korzyść Teksańczyków. - Musimy stać się lepsi, jako drużyna. Nie gramy odpowiednio w defensywie, chodzi o komunikację i wszystkie te rzeczy, które powinniśmy kontrolować, a tego nie robimy - komentuje trener wiceliderów Zachodu (27-10), Mike D'Antoni.

Warto dodać, iż Houston popełnili w całym meczu tylko dziewięć strat, a cztery z nich miał Chris Paul, który spędził na parkiecie 36 minut i niczym generał dyrygował swoim zespołem. Sam CP3 zdobył 28 "oczek", siedem zbiórek oraz dziewięć asyst. Eric Gordon miał 30 punktów, lecz trafił tylko 2 na 9 rzutów zza łuku. Bardzo dobrze spisywał się Gerald Green, którego pozyskanie w trakcie sezonu może okazać się dla Rockets prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Tym razem obwodowy uzbierał 29 "oczek", trafiając 9 na 16 rzutów z pola, a w tym 8 na 15 "trójek".

Być może brak Jamesa Hardena zadecydował o tym, iż w końcówce to Warriors przechylili szalę na swoją korzyść. Brodacz jest liderem Teksańczyków i od jego postawy w ich zespole dużo zależy. - Grali bez swojego najlepszego zawodnika, więc my czuliśmy, że jest to dla nas szansa - nie ukrywał Klay Thompson.

Kapitalna czwarta kwarta w ich wykonaniu i drugie zwycięstwo w Staples Center w dwa dni. Oklahoma City Thunder dzień wcześniej rozgromili Los Angeles Lakers 133:96, teraz okazali się lepsi od LA Clippers. Paul George zdobył 31 punktów, a Russell Westbrook znów zapisał na swoim koncie triple-double - tym razem 29 "oczek", 12 zbiórek i 11 asyst. Goście zdominowali przeciwników w decydującej odsłonie, która padła ich łupem 31:20. Dla OKC to 22. zwycięstwo w sezonie.

Wyniki:

Houston Rockets - Golden State Warriors 114:124 (37:33, 26:29, 27:31, 24:31)
(Gordon 30, Green 29, Paul 28 - Curry 29, Thompson 28, Green 17)

Los Angeles Clippers - Oklahoma City Thunder 117:127 (33:30, 31:34, 33:32, 20:31)
(Jordan 26, Williams 26, Griffin 24, Johnson 13 - George 31, Westbrook 29, Anthony 22)

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: piękne "nożyce" piłkarza Realu. Można oglądać bez końca

Komentarze (0)