Stephen Curry nie miał litości dla LA Clippers, dwukrotny MVP zaliczył najlepszy występ w tym sezonie, zdobył aż 45 punktów, a Golden State Warriors bez problemów pokonali rywali z Hollywood 121:105. I to wszystko w samo południe. Ten mecz odbył się o godzinie 21:30 czasu polskiego, a więc o wczesnej porze w Stanach Zjednoczonych.
Lider mistrzów NBA trafił 11 na 21 rzutów z gry, w tym 8 na 16 za trzy oraz 15 na 16 osobistych. Grał przez zaledwie 30 minut, w czwartej kwarcie na parkiecie nawet się nie pojawił, bo wynik był już rozstrzygnięty. - Chciałem tylko rozpocząć mecz we właściwy sposób. To dziwne, kiedy rozpoczęcie zaplanowane jest na godzinę 12:30 popołudniu. Wtedy musisz wydobyć z siebie tę specjalną energię i coś, co przyspieszy grę, szczególnie w początkowej fazie - tłumaczy 29-latek.
Odkąd Curry wrócił do składu po skręceniu stawu skokowego, notuje aktualnie średnio 36 "oczek" w meczu na 58-procentowej skuteczności. - Był cały w płomieniach. Być może ta przerwa była dla niego nawet dobra. Grał niesamowicie - chwali swojego podopiecznego trener Warriors, Steve Kerr. Ci zwyciężyli 32. raz w sezonie, a czwarty z rzędu. - Mam świeże nogi, wpadłem w niezły rytm, udało mi się wykonać dobrą prace, zanim wróciłem na parkiet - dodaje Curry.
LA Clippers nie dość, iż skapitulowali, to urazu nabawił się ich niekwestionowany lider, Blake Griffin. Skrzydłowy doznał wstrząśnienia mózgu, kiedy w pierwszej kwarcie uderzył głową w łokieć JaVale'a McGee. Griffin natychmiast upadł na parkiet, szybko zajęli się nim fizjoterapeucie i ostatecznie o własnych siłach udał się do szatni, ale do gry już nie wrócił. - Blake jest twardym gościem, wszystko powinno być w porządku - mówi jego kolega z drużyny, DeAndre Jordan.
Milwaukee Bucks udali się do stolicy USA niezwykle zmotywowani, aby w końcu przerwać serię porażek, która wynosiła już pięć meczów. Giannis Antetokounmpo był świetnie dysponowany (34 punkty, 12 zbiórek, siedem asyst), Eric Bledsoe dorzucił cenne 21 "oczek", obaj trafiali w końcówce meczu kluczowe rzuty, dzięki czemu pokonali Washington Wizards 110:103.
Zawiedli John Wall oraz Bradley Beal, ten pierwszy miał tylko 5 na 19 z gry oraz sześć strat i jego kiepskiego występu nie skreśli nawet 16 asyst i 16 punktów, Beal był niewiele lepszy, bo umieścił w koszu 7 na 19 oddanych prób i zgubił cztery piłki. W Wizards dobrze spisywał się natomiast Marcin Gortat, Polak w 33 minuty zdobył 17 punktów (7/10 z gry, 3/6 za 1) oraz zebrał siedem piłek i miał trzy bloki. Środkowy grał też w samej końcówce, kiedy ważyły się losy spotkania.
Gorąco było na linii Bradley Beal - Matthew Dellavedova. Australijczyk zatrzymał gwiazdę Czarodziei w brutalny sposób, powalił go, łapiąc za szyję, kiedy ten pędził w stronę kosza. Beal momentalnie wstał z parkietu i ruszył w stronę Dellavedovy, musieli rozdzielać ich koledzy z drużyny. Było to niespełna osiem minut przed końcem meczu, sędziowie odesłali obrońcę Bucks do szatni.
Dla stołecznych to o tyle bardzo istotna porażka, iż poniesiona z bezpośrednim przeciwnikiem - aktualnie Czarodzieje legitymują się bilansem 23-17 i zajmują czwarte miejsce w Konferencji Wschodniej, a Bucks mają 21-17 i są na piątej lokacie. - Mieliśmy swoje szanse, żeby wygrać ten mecz. Powodem, przez który przegraliśmy był fakt, iż oni trafili "większe" rzuty - tłumaczy Wall.
Isaiah Thomas pierwszy raz w tym sezonie pojawił się w wyjściowej piątce Cleveland Cavaliers, początek w jego wykonaniu nie był najlepszy, ale ostatecznie w 21 minut rzucił 19 punktów i miał cztery asysty. Goście z Ohio pokonali Orlando Magic 131:127, chociaż ci ambitnie nie dawali za wygraną i jeszcze 40 sekund przed końcem było tylko 128:125 dla winno-złotych. Nieoceniony wkład w 26. zwycięstwo Kawalerzystów miał LeBron James, autor 33 "oczek", 10 zbiórek, dziewięciu asyst i sześciu przechwytów.
Detroit Pistons w piątek rzucili tylko 78 punktów i zostali znokautowani przez Philadelphię 76ers, ale szybko zwarli swoje szeregi, bo w meczu z Houston Rockets byli już zupełnie inny zespołem. Podopieczni Stana Van Gundy'ego pokonali osłabionych brakiem Jamesa Hardena Teksańczyków 108:101, a 27 "oczek" zdobył najlepszy w Pistons, Tobias Harris. Dla Rockets to siódma porażka w dziewięciu ostatnich meczach.
Wyniki:
Los Angeles Clippers - Golden State Warriors 105:121 (28:31, 27:33, 21:39, 29:18)
(Williams 23, Jordan 15, Wallace 13 - Curry 45, McGee 11, Young 11, Thompson 10, West 10)
Brooklyn Nets - Boston Celtics 85:87 (22:16, 19:23, 20:25, 24:23)
(Dinwiddie 20, Okafor 12, Carroll 10, Harris 10 - Irving 21, Tatum 14, Smart 11)
Detroit Pistons - Houston Rockets 108:101 (31:37, 26:21, 31:19, 20:24)
(Harris 27, Smith 17, Buycks 16 - Paul 16, Green 15, Gordon 15, Ariza 15, Capela 14)
Indiana Pacers - Chicago Bulls 125:86 (31:26, 33:11, 37:30, 24:19)
(Oladipo 23, Sabonis 22, Leaf 15 - Portis 15, Markkanen 13, Valentine 13, Lopez 10)
Orlando Magic - Cleveland Cavaliers 127:131 (30:31, 34:36, 23:40, 40:24)
(Gordon 30, Payton 20, Fournier 18 - James 33, Love 27, Thomas 19)
Washington Wizards - Milwaukee Bucks 103:110 (32:24, 21:29, 32:29, 18:28)
(Beal 20, Gortat 17, Wall 16 - Antetokounmpo 34, Bledsoe 21, Middleton 20)
Minnesota Timberwolves - New Orleans Pelicans 116:98 (36:24, 33:24, 29:23, 18:27)
(Towns 21, Butler 21, Wiggins 20, Gibson 15 - Cousins 23, Davis 16, Holiday 13)
Sacramento Kings - Denver Nuggets 106:98 (29:27, 17:14, 33:30, 27:27)
(Fox 18, Cauley-Stein 17, Hield 14 - Lyles 19, Murray 18, Barton 17, Harris 17)
ZOBACZ WIDEO Niespodzianka w Norwich. Chelsea nie dała rady drugoligowcowi - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]