- Wiedziałem, że możemy być dobrym zespołem. Nie spodziewałem się jednak, że będziemy grali aż tak dobrze - przyznał George Karl, trener Denver Nuggets. Jego podopieczni nie dali szans New Orleans Hornets i awansowali do półfinału konferencji po raz pierwszy od 1994 roku. Mimo, że gospodarze zwyciężyli różnicą 21 punktów, mecz do połowy trzeciej kwarty był niezwykle wyrównany. Bohaterem zespołu z Kolorado okazał się Carmelo Anthony, autor 34 punktów. To najlepszy wynik w karierze w play off 25-letniego strzelca.
Szerszenie musiały tego dnia radzić sobie bez Tysona Chandlera, lecz przez 30 minut dzielnie dotrzymywały kroku przeciwnikom. Od stanu 62:62 rozpoczęła się wspaniała seria miejscowych, którzy zdobyli 14 punktów bez odpowiedzi rywala. Punktował nie tylko Anthony. Swoje strzeleckie umiejętności zaprezentował również J.R. Smith, zdobywca 20 "oczek". Jak zwykle nad wszystkim czuwał Chauncey Billups, autor 13 punktów, 11 asyst i 5 zbiórek. - Chauncey to najlepsze rozwiązanie jakie mogło przydarzyć się zespołowi Denver. Jego zrównoważenie i chłodna głowa pozwoliły drużynie uwierzyć w siebie, dzięki czemu awansowali do kolejnej rundy play off - chwalił Billupsa Chris Paul.
W walce o finał Konferencji Zachodniej Denver zmierzy się z Dallas Mavericks, którzy w stosunku 4:1 pokonali San Antonio Spurs. Co ciekawe, podopieczni trenera Karla wygrali wszystkie cztery mecze w sezonie zasadniczym z teksańskim zespołem. Początek rywalizacji już w pierwszych dniach maja. Wydaje się, że większe szanse na awans mają koszykarze z Kolorado, mimo że po raz ostatni grali w finale konferencji w 1985 roku.
W drugim środowym pojedynku Atlanta Hawks po raz trzeci pokonali Miami Heat i objęli prowadzenie w serii 3:2. Rywalizacja pomiędzy Jastrzębiami a Żarem jest dość dziwna, bowiem żaden mecz nie przyniósł wielkich emocji, a obie drużyny już po razie triumfowały na parkiecie rywala. Starcie w Phillips Arena znów nie było widowiskiem z najwyższej półki, ponieważ już w pierwszej połowie gospodarze wypracowali sobie ponad 20-punktową przewagę. W końcu ze swojej roli wywiązał się Joe Johnson, lider Atlanty. W pierwszych czterech spotkaniach notował ledwo 13,8 punktu na mecz, lecz tym razem okazał się najlepszym strzelcem zespołu z 25 "oczkami".
Spotkanie od początku przebiegało po myśli miejscowych. Wysoka przewaga oraz niebezpiecznie wyglądający upadek Dwyane Wade’a pozwoliły gospodarzom wysforować się na bezpieczne prowadzenie. "Flash" powrócił do wysokiej formy w drugiej połowie, lecz jego strzeleckie popisy zdały się na nic. Miami ma nóż na gardle i w piątek musi pokonać Hawks przed własną publicznością. W innym wypadku nie dojdzie do decydującego, siódmego meczu. - Graliśmy już pięć spotkań ze sobą. Myślę, że już nikt nikogo nawzajem nie lubi - przyznał Erik Spolestra, szkoleniowiec drużyny z Florydy.
W pojedynku tym nie zabrakło ostrych spięć i nieczystych fauli. Rozpoczęło się od starcia Wade’a z Solomonem Jonesem, po którym omal nie doszło do regularnej bójki. Zdenerwowany Wade w niesportowym sposób próbował także zatrzymać Maurice’a Evansa, który przymierzał się do wsadu. Zaiskrzyło również pod koszem, gdzie Zaza Pachulia uderzył łokciem Jermaine’a O’Neala. Niestety podczas jednego z takich ostrych starć mocno ucierpiał Al Horford. Środkowy Atlanty skręcił kostkę i nie wiadomo czy zagra w piątkowej batalii. - To nie jest dobry znak. W play off potrzebujemy każdego zawodnika, ale co tak naprawdę możemy zrobić? Obojętnie jakim składem zagramy, musimy wspiąć się na swoje wyżyny - powiedział Pachulia.
Atlanta Hawks - Miami Heat 106:91
(J. Johnson 25, F. Murray 23, J. Smith 20 - D. Wade 29, M. Beasley 18, J. O’Neal 14)
Stan rywalizacji: 3:2 dla Atlanty Hawks
Denver Nuggets - New Orleans Hornets 107:86
(C. Anthony 34, J.R. Smith 20, K. Martin 15 - D. West 24, J. Posey 18, C. Paul 12 (10 as))
Stan rywalizacji: 4:1 dla Denver Nuggets