Jest jednym z największych wrogów Trumpa. To legendarny trener NBA

Gregg Popovich unikał kontrowersji i mediów. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy prezydentem USA został Donald Trump. Ludzie z NBA namawiają go, żeby sam wystartował w wyborach.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
Gregg Popovich Getty Images / Ronald Martinez / Na zdjęciu: Gregg Popovich

Gregg Popovich przez lata pracował na swoją reputację. Wydawało się, że musi skończyć w CIA. Tak przynajmniej zakładał, kiedy na przełomie lat 60-tych i 70-tych studiował rusycystykę - że skończy naukę i wyląduje w Moskwie jako szpieg. Odbył służbę w wojskach powietrznych, grał w lidze akademickiej, ale nie był żadnym wyróżniającym się zawodnikiem.

W 1973 roku, kiedy miał 24 lata, związał się ze swoją drużyną koszykarską Akademii Sił Powietrznych. Zaczynał jako asystent Hanka Egana, którego po latach ściągnął do NBA. Popovich, syn Serba i Chorwatki, zrobił jeszcze dyplom z wychowania fizycznego i nauki o sporcie. W drużynie Pomona-Pitzer został pierwszym trenerem i tam poznał Larry'ego Browna, jednego z najsłynniejszych trenerów w historii NBA. Razem z nim trafił do San Antonio Spurs (z przerwą na pracę jako asystent w Golden State Warriors), gdzie w 1994 roku został menedżerem generalnym.

Rozpoczął swoje rządy od pozbycia się ze Spurs Dennisa Rodmana, najbardziej krnąbrnego koszykarza w historii. To pokazuje jego styl - nie lubi ważniaków i gwiazd. Stawiał na zespołowość i system, do którego musieli się dostosować wszyscy w "Ostrogach". Na początku sezonu 1996/1997 mianował sam siebie głównym trenerem i jest nim do dzisiaj. W międzyczasie sięgnął z San Antonio po 5 tytułów, grając składem bez wielkich gwiazd (poza Timem Duncanem, wybranym w drafcie w 1997 roku).

Od lat słynie z niechęci do mediów, sarkastycznych odzywek i przywiązania do niemal rodzinnej atmosfery w Spurs. Od niedawna zaś ten były wojskowy z Teksasu, mekki republikanów, porzucił maskę introwertyka, kiedy temat schodzi na Trumpa. Nowy prezydent USA jest wrogiem nr 1 Popovicha, którego aktywność w tej kwestii jest zaskakująca.

Jak dziecko w ogródku

Trump jest prezydentem USA od stycznia 2017 roku. Ameryka jest mocno podzielona na jego zwolenników i przeciwników. W świecie sportu dostaje mu się najbardziej od ludzi związanych z NBA. Krytykowali go m.in. Steve Kerr (trener Golden State Warriors), koszykarze Chris Paul i LeBron James, a najgłośniej Popovich. Trump nie pozostawał dłużny. Protestujących przeciwko rasizmowi zawodników NFL (którzy klękali podczas śpiewania hymnu) nazwał "skurw...mi". Protest przeciwko przemocy policji wobec czarnoskórych mieszkańców USA rozpoczął Colin Kaepernick, jeszcze przed wyborem nowego prezydenta, jednak po styczniu 2017 strajki wezbrały na sile.
Trumpowi dostawało się za wszystko. Był nazywany rasistą, homofobem, klaunem, tchórzem, ksenofobem.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Niesamowita końcówka meczu w USA

Wśród krytykujących wyróżnia się Popovich. Zwykle zwięzły, w przypadku Trumpa zamienia się w gadułę. - Wciąż mnie mdli, kiedy pomyślę, że wygrał. Nie chodzi o to, że jest republikaninem. Najgorsze jest to, że połowa Amerykanów zlekceważyła te wszystkie jego rasistowskie i mizoginiczne wypowiedzi - mówił trener San Antonio Spurs po wyborze nowego prezydenta USA.

Po zwycięstwie w finałach NBA najlepsza drużyna składa wizytę w Białym Domu. Golden State, mistrzowie z 2017 roku, unikali jej tak długo, aż sam Trump odwołał spotkanie. - Zachował się jak dziecko, które urządzą zabawę w ogródku, ale boi się, że nikt nie przyjdzie - tak barwnie Popovich opisywał sytuację.

Spurs, po zdobyciu tytułu w 2014 roku, spotkali się z poprzednikiem Trumpa, Barackiem Obamą. Były uśmiechy, wspólne zdjęcia, poklepywanie się po plecach. O Trumpie Popovich mówi, że przez niego Ameryka stała się pośmiewiskiem.
Kiedy w obronie Trumpa stanęła Laury Ingraham z telewizji Fox (skrytykowała protesty LeBrona Jamesa i wezwała jego oraz innych koszykarzy, by skupili się na grze, bo nikt nie pyta o ich opinie), Popovich wygłosił złośliwą tyradę. Nazwał dziennikarkę arogancką "gadającą głową". - Próbuje kogoś uciszyć i wskazać, kto może zabierać głos. Niedorzeczność - powiedział szkoleniowiec Spurs.

Popovich 2020?

Od roku chyba nikt ze świata sportowego tak głośno i wściekle nie atakuje Trumpa. Przepaść, jeśli porównamy to zachowaniem trenera Spurs, do jakiego nas przyzwyczaił: unikał rozgłosu, kontrowersji, nigdy nie wyśmiewał przeciwników, nie podchodził do koszykówki jak do sprawy życia i śmierci. Dopiero obecność Trumpa wyzwoliła w nim wściekłość, z czym kibice do tej pory w przypadku 69-letniego szkoleniowca się nie spotykali. - To tchórz, który wywyższa się przez poniżanie innych. Patologiczny kłamca niezdolny do piastowania tego urzędu - to próbka jego opinii o prezydencie USA.

"Szczerość Popovicha nie wykraczała poza NBA. Teraz możemy się przekonać, że potrafi uderzać nawet najważniejszą osobę w państwie. Nie ma w sobie nic z autopromocji, a lubi zarządzać ekipą Spurs jak wojskiem, które słucha wodza i której nie zależy na wielkim ego. Dlatego jego irytacja tak przyciąga uwagę" można przeczytać na stronie CNN.

Co ciekawe, sam Popovich jest - na razie w formie żartu - namawiany do startu w najważniejszych wyborach. - Zagłosowałbym na niego, byłby świetny. Szczery i uczciwy - powiedział Steve Kerr, obecnie trener Golden State, a w przeszłości mistrz NBA jako zawodnik z Chicago Bulls (za czasów Michaela Jordana) i Spurs (pod wodzą Popovicha).

Zwolennicy spiskowych teorii właśnie w tym widzą tajemnicę atakowania Trumpa przez Popovicha - jako przyczółek do samodzielnego startu w wyborach prezydenckich. Wydaje się to jednak niemożliwe.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×