Ogłuszający doping rosyjskich i greckich kibiców przy każdej zbiórce, dobrym zagraniu, a przede wszystkim punktach uzyskanych przez swoich ulubieńców. Jednym słowem - atmosfera na miarę finału Euroligi. I wszystko to, przy niezapełnionych do końca trybunach berlińskiego o2 World (13.238 widzów w mogącej pomieścić blisko 15.000 hali). Wspaniałe widowisko stworzyli w niedzielny wieczór również koszykarze Panathinaikosu i CSKA.
Finałowe spotkanie lepiej rozpoczęli koszykarze CSKA. Początkowo obrońcom trofeum w pojedynkę próbował przeciwstawić się Vassilis Spanoulis, który zdobył 7 z 9 pierwszych punktów drużyny. Na pomoc partnerów nie musiał jednak czekać długo. Z każdą następną minutą "Zielone Koniczynki" spisywały się coraz lepiej w ofensywie, a taki stan rzecz dla bezpośredniego ich przeciwnika, przeważnie nie kończy się dobrze. I tak stało się i tym razem. Podopieczni Zeljko Obradovica znakomicie wyprowadzali się na pozycje obwodowe, a jeśli już z nich rzucali, to przeważnie celnie. Właśnie bardzo dobra skuteczność zza łuku sprawiła, że pierwsze pięć minut drugiej kwarty Panathinaikos wygrał 12:3. W niej samej trafił aż 7 razy za 3.
Jednym, który w szeregach CSKA grał na odpowiednio dobrym poziomie był J.R Holden (w pierwszej połowie 12 punktów i 3 asysty). Cieniem samego siebie był z kolei Ramunas Siskauskas - bohater piątkowego meczu z Barceloną. Pierwsze punkty Litwin zdobył dopiero w 18 minucie, pudłując wcześniej cztery rzuty z gry i dwa osobiste. Ponadto złapał 2 faule, i jego wskaźnik eval po pierwszej połowie wynosił -3(!)
Do odrabiania co rusz powiększającej się straty, gracze CSKA rzucili się od połowy trzeciej kwarty. Sygnał parterom dał Trajan Langdon, który wcześniej na siedem "oczek" zespołu zdobył sześć - wszystkie z wolnych. Później dorzucił jeszcze pięć, a kolejne punkty Siskauskasa, Zorana Planinica i Victora Khryapy, sprawiły, że Rosjanie na początku czwartej odsłony przegrywali różnicą już tylko sześciu punktów (56:50). Wówczas przebudził się Stratos Perperoglou, którego sześć "oczek" z rzędu ponownie dało Panathinaikosowi przewagę (65:52). Rosjanie ani myśleli jednak odpuścić i po raz kolejny seryjnymi trafieniami zaczęli niwelować przewagę Greków.
W ostatnich dwóch minutach trwała istna wymiana ciosów. 40 sekund przed końcem, przy czteropunktowym prowadzeniu Panathinaikosu dwóch osobistych nie wykorzystał Khryapa, jednak kontrowersyjny według wielu błąd popełniony przez podopiecznych trenera Obradovica dał Rosjanom kolejną okazję na punkty, której już nie zmarnowali. Z dystansu trafił Siskauskas, a jego zespół przegrywał wtedy tylko punktem. W kolejnej akcji dwa osobiste wykorzystał Dimitris Diamantidis powiększając przewagę "Zielonych Koniczynek" do trzech punktów (72:69). Chwilę później tym samym jednak odpowiedział Siskauskas. Jeden z dwóch rzutów wolnych wykorzystał później Sarunas Jasikevicius (73:71). W ostatniej akcji meczu za trzy spudłował Siskauskas, i to zawodnicy Panathinaikosu cieszyli się ze zwycięstwa.
Panathinaikos Ateny - CSKA Moskwa 73:71 (21:16, 27:12, 8:18, 17:25)
Panathinaikos: Vassilis Spanoulis 13, Antonis Fotsis 13, Sarunas Jasikevicius 1, Dimitris Diamantidis 10, Drew Nicholas 7, Stratos Perperoglou 6, Nikola Pekovic 6, Mike Batiste 6, Kostas Tsartsaris 2.
CSKA: J.R. Holden 14, Ramunas Siskauskas 13, Trajan Langdon 13, Matjaz Smodis 9, Wiktor Chriapa 9, Erazem Lorbek 5, Zoran Planinic 5, Sasza Kaun 3, Nikos Zisis 0, Terence Morris 0.