King wyrównał najlepszy wynik w EBL. "Zawsze jest niedosyt"

WP SportoweFakty / Artur Lawrenc / Na zdjęciu: Paweł Kikowski
WP SportoweFakty / Artur Lawrenc / Na zdjęciu: Paweł Kikowski

Koszykarze Kinga Szczecin zakończyli sezon Energa Basket Ligi na siódmej pozycji. - Nie jestem usatysfakcjonowany, ale też nie jestem zawiedziony - ocenia Paweł Kikowski.

Liczby nie kłamią. Pozytywny bilans Kinga

King Szczecin w sezonie 2017-2018 odniósł 18 zwycięstw, co dało siódmą pozycję w tabeli Energa Basket Ligi. To o dwie wygrane więcej niż przed rokiem (11. miejsce). To również wyrównanie wyniku sprzed dwóch lat. Wtedy różnica była taka, że dawało to szóste miejsce. Liga była bardziej rozwarstwiona, bo strata do piątej pozycji wynosiła pięć punktów. Ekipa prowadzona przez Marka Łukomskiego w play-offach wygrała dodatkowo jeden mecz z Anwilem Włocławek. Obecny team w trzech spotkaniach był gorszy od BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski. Obie drużyny łączy Paweł Kikowski, który od awansu do EBL występuje w drużynie ze Szczecina.

- Zawsze jest niedosyt. Siódme miejsce nie jest złe, ale na pewno gdyby nam nie uciekły punkty mogliśmy być wyżej. Taka była liga w tym roku. Każdy wygrywał z każdym. Może nie jestem usatysfakcjonowany, ale też nie jestem zawiedziony. Gdybyśmy nie weszli do play-offów byłbym strasznie zawiedziony, bo naprawdę wierzyłem w tą ekipę - komentuje kapitan Kinga Szczecin.

Jego zespół zaliczył dwie poważne wyjazdowe wpadki. To porażki po dogrywkach z Miastem Szkła Krosno oraz AZS-em Koszalin. Były też dwa przegrane mecze z Polpharmą Starogard Gdański, która zakończyła sezon na 12. pozycji. Ten zespół jednak dopiero pod koniec rundy zasadniczej zaczął seryjnie przegrywać. W momentach, gdy mierzył się z Kingiem rezultatów tych spotkań nie rozpatrywano, jako niespodzianek. Nie zabrakło oczywiście pozytywnych zaskoczeń. Szczecińscy koszykarze pokonali trójkę półfinalistów: Anwil we Włocławku, BM Slam Stal w Ostrowie Wielkopolskim oraz Stelmet Enea BC przed własną publicznością.

Zabrakło zmienników

To co dało play-offy okazało się niewystarczające na ćwierćfinałową serię. King mógł sprawiać niespodzianki, ale żeby nawiązać walkę o półfinał miał za krótką ławkę. Zespoły z pierwszej czwórki zbroiły się przez cały sezon. Dokonały transferów, które wzmacniały, a nie uzupełniały składy. W ekipie z Pomorza Zachodniego działo się niewiele. "Strzałem w dziesiątkę" okazało się sprowadzenie Carlosa Medlocka. Żadnej różnicy nie zrobiła natomiast zamiana Andrieja Diesiatnikowa na Kyle’a Benjamina.

ZOBACZ WIDEO Popis Messiego, kosmiczna asysta Suareza. Barcelona mistrzem Hiszpanii [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

W rywalizacji z BM Slam Stalą zabrakło właśnie najbardziej rotacji w strefie podkoszowej. - Zasłużyli na zwycięstwo. Byli lepsi. Z drugiej strony mieliśmy swoje szanse. Szczególnie w dwóch pierwszych meczach postawiliśmy się dość mocno. Czegoś zabrakło, ale na pewno nie charakteru, bo walczyliśmy do końca. Nie jest fajnie przegrywać 0-3, ale myślę, że każdy jak spojrzy w lustro po takim sezonie to powie, że dał z siebie Maksa - podsumował Paweł Kikowski.

King może najbardziej żałować porażki w drugim meczu, bo prowadził różnicą 12 punktów. W Netto Arenie rywale nie pozwolili już na wiele. - Szkoda, że kończymy sezon przegrywając u siebie w domu. Myślę, że nie możemy mieć żadnych pretensji do zespołu. Walczyliśmy na tyle, ile mieliśmy sił. Podnieśliśmy się w bardzo trudnym momencie po drugiej kwarcie. Zagraliśmy bardzo dobrą trzecią kwartę. Niestety BM Slam Stal trafiła na początku czwartej kwarty trudne rzuty. Znowu odskoczyli. Na drugi zryw już nam zabrakło sił - mówi trener Mindaugas Budzinauskas.

Kibicowskie przebudzenie

Szkoleniowiec pozytywnie ocenia zakończoną kampanię. - Myślę, że ten sezon zostanie długo w naszej pamięci. Jestem dumny z tego, co udało się zrobić z tym zespołem. Krok po kroku w trudnych sytuacjach cały czas szliśmy do przodu. Nie było żadnego meczu za który musielibyśmy się wstydzić. W tym zespole każdy zawodnik ma duże serce do grania - analizuje.

Największym zaskoczeniem w końcówce sezonu byli jednak kibice. Liczną grupą wspierali zespół w meczu z Treflem Sopot, który przesądził o awansie do play-offów. W jeszcze większym gronie udali się na drugi pojedynek w Ostrowie Wielkopolskim. Nie zawiedli również u siebie. W dużej hali nie było im łatwo, ale stworzyli gorący doping i nie dali się zakrzyczeć grupie przyjezdnych fanów. - Dziękuję kibicom, którzy od wielu lat dopingują ten zespół i bardzo cieszę się, że są nowi kibice. Mam nadzieję, że koszykówka w Szczecinie ma bardzo dobrą przyszłość - wierzy Mindaugas Budzinauskas.

Fanów chwali też Mateusz Bartosz. - Było ich słychać w Ostrowie i na trzecim meczu w Szczecinie. Dużo przyjemniej się gra dla takiej publiczności. Myślę, że to był ciekawy sezon dla Szczecina. Miejmy nadzieję, że kolejny będzie jeszcze lepszy - podsumowuje podkoszowy, który w środę zdobył 15 punktów.

Komentarze (0)