Tak kończy się świetny, historyczny sezon zasadniczy Toronto Raptors, w którym zanotowali bilans 59-23. Wróciły ich największe koszmary, Cleveland Cavaliers i LeBron James. Trzecie play-offy z rzędu, trzecia porażka z tym zespołem. Dwa lata temu było 4-2 dla winno-złotych w finale Konferencji Wschodniej, rok temu 4-0 w półfinale. I teraz, kiedy to wszystko miało przebiegać zupełnie inaczej, skończyło się dokładnie tak samo. Cavaliers w poniedziałek zadali decydujący cios, a wynik meczu 128:93 mówi wszystko. To była egzekucja.
Gospodarze z Ohio prowadzili od początku do końca. Po dwóch kwartach było 66:47, a trzecia odsłona tylko potwierdziła hegemonię podopiecznych Tyronna Lue. Tamta partia zakończyła się wynikiem 37:25 i wszystko było praktycznie przesądzone. LeBron James, przebiegając obok własnej ławki rezerwowych celebrował awans do finału Konferencji osiem minut przed zakończeniem spotkania.
- To była dla nas wspaniała seria. Musieliśmy się zmierzyć z wieloma wyzwaniami, wiedząc przy tym, jak dominowali nad wszystkimi w sezonie zasadniczym. Mieliśmy świetny plan na tę rywalizację i próbowaliśmy go wykonać w najlepszy możliwy sposób - komentuje LeBron James, który zdobył tym razem 29 punktów, osiem zbiórek oraz 11 asyst i wykorzystał przy tym 12 na 19 oddanych rzutów z gry. Kevin Love miał 23 "oczka", a Kyle Korver 16, a w tym 4 na 5 za trzy. Cavaliers trafili w całym meczu świetne 12 na 26 oddanych rzutów zza łuku, Raptors mieli tylko 4 na 15.
U nich ciężko kogokolwiek wyróżnić, ponownie nikt nie stanął na wysokości zadania. Kyle Lowry spędził na parkiecie 30 minut, DeMar DeRozan 33. Ten pierwszy w tym czasie uzbierał pięć punktów i 10 asyst. DeRozan 13 "oczek". - Mamy za sobą udany sezon. Ale jest też inny poziom i widzieliśmy go dziś wieczorem. Wszyscy skreślali Cleveland, ale dopóki mają LeBrona, mają szansę - mówi trener Raptors, Dwane Casey.
Philadelphia 76ers, w odróżnieniu od Dinozaurów, nie dali rywalom zakończyć serii sweepem, czyli w sposób 4-0. Uaktywnił się Dario Saric, zdobywca 25 punktów, wielki debiut w pierwszej piątce w play offach zanotował T.J. McConnell (19 punktów, 9/12 z gry), a cenne 19 "oczek" i 13 asyst dodał też będący ostatnio w cieniu Ben Simmons. Wrzało na parkiecie, Joel Embiid starł się z Terrym Rozierem, później miał też coś do przekazania Marcusowi Morrisowi. Kameruńczyk zaliczył solidny występ, bo uzbierał 15 punktów i miał 13 zbiórek.
Drużyna z Filadelfii miała zrobić wszystko, żeby zachować szansę na ewentualny awans do finału i tak się właśnie stało, choć ich zadanie cały czas wygląda na bardzo trudne do zrealizowania. Boston Celtics prowadzą 3-1 i w nocy ze środy na czwartek o godzinie 2:00 czasu polskiego będą mogli zakończyć rywalizację na własnym parkiecie.
Tym razem do gry Celtów wkradło się za dużo chaosu, popełnili aż 15 strat. Jayson Tatum próbował ratować sytuację, ale na nic zdało się jego 20 "oczek". Kluczowa dla losów meczu okazała się trzecia kwarta, wygrana przez 76ers 29:22. Ostatecznie podopieczni Bretta Browna triumfowali 103:92.
Wyniki:
Philadelphia 76ers - Boston Celtics 103:92 (21:22, 26:21, 29:22, 27:27)
(Saric 25, McConnell 19, Simmons 19, Embiid 15 - Tatum 20, Morris 17, Smart 14, Rozier 11)
Stan rywalizacji: 3-1 dla Celtics
Cleveland Cavaliers - Toronto Raptors 128:93 (30:26, 33:21, 37:25, 28:21)
(James 29, Love 23, Korver 16 - Valanciunas 18, DeRozan 13, Miles 12, Ibaka 12)
Stan rywalizacji: 4-0 dla Cavaliers
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: wyjątkowy prezent Wengera dla kibica
Przez dwie pierwsze kwarty, na parkiecie Wells Fargo Center trwała prawdziwa bitwa.
Przy starciu z Embiidem na park Czytaj całość