Milion dolarów za kontrakt koszykarza w polskiej lidze? Te czasy nie wrócą

Kibice byli przyzwyczajeni do - jak na polskie warunki - dużych nazwisk biegających na parkiecie. Ostatnie lata to obniżka, zarówno poziomu, jak i pieniędzy krążących w ekstraklasie. Koszykówka stała się dyscypliną niszową.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
Qyntel Woods WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Qyntel Woods

Wielkie pieniądze w polskiej koszykówce kojarzą się z Ryszardem Krauze. Za czasów Prokomu Trefla Sopoto rekordowy budżet wynosił około 30 mln zł (w sezonie 2007/08). W naszych warunkach - pieniądze niewyobrażalne. Działacze marzyli o poważnym zaistnieniu w Eurolidze. Ściągano zawodników z wielkimi nazwiskami, często przepłacając. Ruben Wolkowyski i Travis Best - wielkie nazwiska w tej dyscyplinie - zarabiali po milion dolarów rocznie. Obecnie wiele klubów w Energa Basket Lidze chciałoby mieć budżet takiej wysokości.

Wołkowyski i Best odeszli po 4 miesiącach, grali słabo i zawiedli. Cały sezon rozegrał Serb Milan Gurović, który dostał 700 tys. euro. Poprowadził zespół do mistrzostwa Polski. Gorzej wypadli zakontraktowani wcześniej  Drew Barry czy Jiri Zidek, jednak to pokazywało, że w Sopocie nie liczą się z pieniędzmi. To były złote czasy, które skończyły się wraz z odejściem w 2013 roku Krauzego z koszykówki.

70 tys. zł miesięcznie

Śląsk napakowany reprezentantami Polski (kilkanaście mln dolarów budżet rocznie), Hoop Blachy Pruszyński Pruszków (znany z NBA Oliver Miller i jego kontrakt na 200 tys. dolarów za 4 miesiące gry), Anwil Włocławek (Aleksander Kul, środkowy reprezentacji Białorusi, zarabiał 370 tys. dolarów rocznie) - przełom wieku był dla kibiców polskiej koszykówki owocnym okresem. Prawdopodobnie ostatnim wielkim nazwiskiem, który rozgrzewał kibiców, był Qyntel Woods. W Prokomie zarabiał między 500 tys. (wersja oficjalna) a ponad mln dolarów (wersja nieoficjalna). - Można tylko wspominać, jakie kiedyś pieniądze funkcjonowały w polskiej lidze - powiedział Andrzej Gostomski. Ten agent koszykarski sprowadził do Polski m.in. Barry'ego i Zidka do Prokomu.

Takie czasy już nie wrócą. W każdym razie nie ma widoków, aby nagle pojawiły się wielkie pieniądze w polskiej lidze. Koszykówka w Polsce jest dyscypliną niszową, a zespoły nie płacą nawet części tego, co kiedyś wydawało się normą. Może poza Stelmetem, gdzie James Florence dostaje 15 tys. euro miesięcznie, a Łukasz Koszarek 70 tys. złotych. Inni? Dwaj Amerykanie z MKS Dąbrowa Górnicza: Aaron Broussard 4 tys. dolarów, D.J. Shelton 7,5 tys. Dwaj inni Amerykanie w zespole, który nie dostał się do play offu - po 3 tys. dolarów miesięcznie.

Wariactwo

- Nie ten czas, jeśli chodzi o sponsorów i nakłady finansowe. Nawet pojedyncza gwiazda wiele nie zmieni, jeśli nie idą za tym Polacy - dodał Gostomski. A z tymi jest wielki problem. Zespoły, zgodnie z przepisami, muszą mieć cały czas na parkiecie dwóch naszych koszykarzy, w składzie co najmniej sześciu (kluby były za zmianą tego przepisu - zobacz tutaj). Potrzeba co najmniej 70 potrafiących grać polskich zawodników na całą ligę. Tych na poziomie ekstraklasy brakuje, więc kluby zapychają składy jak tylko mogą. W efekcie pojawiają się zawodnicy, którzy normalnie nigdy by w Energa Basket Lidze nie zagrali.

- To jest wariactwo. Zgłosił się do nas rozgrywający z I ligi, chce zarabiać aż 12 tys. zł. Pieniądze absolutnie nie do zaakceptowania. Wpychamy Polaków na siłę, ten przepis w niczym im nie pomaga. Chcemy zakontraktować każdego, który podniesie poziom naszego zespołu, a musimy brać przepłacanych Polaków - powiedział dyrektor jednego z klubów ekstraklasy.

Poziom ligi się obniżył. Mecze są zacięte, nie ma zdecydowanego faworyta, jednak nie sposób porównać tego do rozgrywek sprzed kilkunastu lat. Wystarczy znowu wpakować duże pieniądze w obcokrajowców i będzie jak dawniej? - Nie, bo nie ma wizji, jak to ma być liga. Czy ma lansować nowych graczy i wysyłać ich w świat jak np. w lidze francuskiej. Nie wiemy, czy - powiedzmy - głównym zadaniem klubów powinno być promowanie i wychowywanie polskich zawodników. Pieniądze nic nie zmienią, bo nasza koszykówka jest dyscypliną niszową. Mamy polskich koszykarzy, którzy biegają w ekstraklasie, a ich miejsce jest w I lidze. To nie pomaga w budowaniu poziomu rozgrywek - powiedział Wojciech Michałowicz, dziennikarz Canal +, od wielu lat zajmujący się koszykówką.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: zignorowała rywalkę. Zabawna sytuacja przed galą MMA
Czy uważasz, że polska koszykówka jest dyscypliną niszową?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×