Anwil bliżej medalu - relacja z meczu Anwil Włocławek - Energa Czarni Słupsk

Różnicą aż 29 punktów, 104-75, koszykarze Anwilu Włocławek pokonali Energę Czarnych Słupsk w pierwszym meczu w serii o brązowy medal. Gospodarze prowadzili od pierwszej do ostatniej minuty, nie dając przeciwnikowi żadnych szans na równą walkę. Świetny mecz zagrała dwójka rzucających obrońców - Andrzej Pluta i Tommy Adams, notując do spółki 49 oczek.

Koszykarze Anwilu rozpoczęli spotkanie od bardzo mocnego uderzenia i nim kibice we włocławskiej Hali Mistrzów zdążyli wygodnie się rozsiąść na krzesełkach, po dwóch trójkach Tommy’ego Adamsa i Marko Brkicia prowadzili już 14:4. Dodatkowo Amerykanin punktował również w kolejnych akcjach i kwartę zakończył z dorobkiem 11 oczek. Włocławianie wygrywali już 21:7, a gości od całkowitego blamażu ratował Chris Booker. - Mieliśmy grać agresywną obronę, a pierwszej kwarcie ta obrona w ogóle nie istniała. Pozwoliliśmy rzucić przeciwnikowi prawie trzydzieści punktów i jest to zdecydowanie za dużo. Nie można myśleć o zwycięstwie, jeśli już na samym początku przeciwnik zdobywa taką ilość oczek - mówił po spotkaniu Marcin Sroka

Skrzydłowy Energi Czarnych dobrze wszedł w drugie dziesięć minut, trafiając zza linii 6,25, lecz na pojedyncze rzuty przyjezdnych, gospodarze w dalszym ciągu odpowiadali całymi seriami. Po dwóch minutach zrobiło się 38:17, a gdy na parkiecie pojawił się Andrzej Pluta, po kolejnych akcjach przewaga sięgnęła już 28 punktów - 47:19. Trener Gaspar Okorn starał się ratować sytuację, co chwilę rotując składem. Zmiany w postaci Mantasa Cesnauskisa czy Omara Barletta okazywały się jednak kompletnie nieudane. Dość powiedzieć, że najskuteczniejszym graczem Energi Czarnych w tej części meczu był koszykarz wchodzący zwykle na końcówki spotkań, Marcin Dutkiewicz (5 punktów). Natomiast ten, od którego oczekiwano najwięcej - Demetric Bennett - swoje pierwsze trafienie zaliczył dopiero na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy.

Anwil nadal grał szybko, efektownie i co najważniejsze - skutecznie. Do przerwy włocławianie zaaplikowali rywalowi aż osiem trójek, a siedem przechwytów pozwoliło wyprowadzać skuteczne kontry. I choć goście wygrywali walkę o zbiórki, notując siedem w ataku, po dwóch kwartach przegrywali różnicą dwudziestu dwóch punktów, 57:35.

- W połowie drugiej kwarty dochodziło do nas powoli to, że ten mecz nam ucieka i nie będzie możliwości odrobić strat. Po przerwie chcieliśmy przyspieszyć, grać krótkie akcje, żeby zaoszczędzić jak najwięcej czasu i mimo wszystko spróbować dogonić przeciwnika. Niestety nadal graliśmy fatalnie w obronie - opowiadał Sroka, który po zmianie był aktywny w ataku (4 oczka z rzędu), jak i również w obronie. W jednej z akcji podkoszowych skrzydłowy słupszczan w taki sposób przeszkadzał Michałowi Gabińskiemu, że został ukarany przewinieniem niesportowym. Anwil zaś spokojnie kontynuował dzieło zniszczenia i po następnych trójkach Adamsa i Pluty prowadził już 76:44.

Obaj koszykarze byli najlepszymi strzelcami swojego zespołu. Polski obrońca uzbierał na swoim koncie 28 punktów w ciągu zaledwie 19 minut (!), z czego 11 oczek uzyskał w przeciągu kilku akcji w czwartej kwarcie. Adams z kolei zakończył mecz z dorobkiem 21 punktów, spędzając na parkiecie 27 minut. - To, co dzisiaj kibice mieli okazję zobaczyć, to było to, o czym ja marzyłem od momentu, w którym przyszedłem do Anwilu. Między nami jest zdrowa rywalizacja o miejsce na parkiecie, lecz równie często gramy przecież obok siebie. Tak czy inaczej, jest to wielka korzyść dla zespołu - tłumaczył po ostatnim gwizdku sędziego Amerykanin.

Choć wynik był rozstrzygnięty już w kilkanaście minut przed ostatnią syreną, trener Igor Griszczuk dopiero na pięć minut przed końcem zdecydował się dać szansę młodemu Wojciechowi Glabasowi, który tym samym zadebiutował w PLK, a po nim na parkiet wchodzili jeszcze Kamil Michalski i Dawid Adameczewski (również debiut). Ten pierwszy zdołał nawet zdobyć pięć oczek, a po jego trójce złamana została bariera 100 punktów.

Na konferencji prasowej szkoleniowiec Anwilu nie krył zadowolenia z gry swojego zespołu, choć nie zapomniał również wytknąć pewnych niedociągnięć, w postaci nieznacznie przegranej walki na tablicach, 29:31. - Przygotowywaliśmy się do tego pojedynku długo, robiliśmy analizę wszystkich meczów przeciwnika w play-off i nie tylko. Dlatego zagraliśmy dzisiaj tak dobrze. Jedyne co możemy poprawić to zbiórki, które ponownie przegraliśmy - mówił Griszczuk. Nietęgą minę miał za to słoweński trener Energi Czarnych. - To jest dla nas wielka hańba oraz wstyd. Jeśli mamy zakończyć rozgrywki w takim stylu, zniweczymy wszystko to, na co pracowaliśmy przez kilka miesięcy. Anwil robił z nami co chciał, a my momentami wyglądaliśmy, jakbyśmy byli w cyrku - stwierdził Okorn i chyba zapomniał już, że kilka dni temu przyrównał styl gry włocławskiej ekipy i Asseco Prokomu do baletu.

Anwil Włocławek - Energa Czarni Słupsk 104:75 (29:14, 28:21, 23:13, 24:27)

Anwil: Pluta 28 (4x3), Adams 21 (4x3), Brkić 14 (1x3, 11 zb.), Miller 10 (6 zb.), Koszarek 8 (1x3, 6 as.), Wołoszyn 7 (1x3), Boylan 6 (3 prz.), Glabas 5 (1x3), Gabiński 3, Michalski 2, Adamczewski 0

Energa Czarni: Bennett 12 (1x3), Sroka 12 (2x3), Booker 10 (8 zb.), Bakić 9 (5 zb.), Malesa 9, Barlett 7, Dutkiewicz 5 (1x3), Burks 4, Kedzo 3, Cesnauskis 2, Leończyk 2, Pabian 0

Źródło artykułu: