Kamil Łączyński: Mamy nóż na gardle. Gramy o być albo nie być w finale

WP SportoweFakty / Artur Lawrenc / Kamil Łączyński
WP SportoweFakty / Artur Lawrenc / Kamil Łączyński

Chcemy wyprowadzić Dragicevicia z błędu. Wiemy, że mamy nóż na gardle, ale jesteśmy zawodowcami. Do takich meczów jesteśmy przygotowani. Gramy o być albo nie być w finale - mówi Kamil Łączyński, kapitan Anwilu Włocławek.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy Vlado Dragicević ma faktycznie rację mówiąc, iż Anwil miał pecha, że trafił na Stelmet już w półfinale?[/b]

Kamil Łączyński, kapitan Anwilu Włocławek: Coś w tym jest. Nie ma co się oszukiwać: Stelmet Enea BC ma na papierze najmocniejszą pakę, nie ujmując nic oczywiście trzem pozostałym półfinalistom. Są to najbardziej doświadczeni gracze, którzy zdobyli już mnóstwo tytułów. Na dodatek mają chyba największe pensje w kraju.

Wiadomo, że chciałoby się grać ze słabszą drużyną w półfinale, ale jeśli chcesz być mistrzem, to musisz pokonać każdego. Mieliśmy przewagę własnego parkietu, ale tego nie wykorzystaliśmy. Vlado nie jest w wielkim błędzie, ale zrobimy wszystko, żeby go nieco zaskoczyć.

Rozmawiamy dzień po meczu, kurz już trochę opadł. Udało się ochłonąć po takim spotkaniu?

Jest jeszcze taka myśl w głowie: "szkoda, że nie udało się tego dźwignąć." Jednak rozpamiętywanie tej porażki mija się z celem, na pewno nic dobrego to nie przyniesie. W dogrywce popełniliśmy kilka taktycznych błędów, które nie powinny się zdarzyć. Powiedziałem chłopakom przed meczem: jeśli mamy przegrać, to przegrajmy to na naszych warunkach, czyli zróbmy wszystko to, co możemy zrobić. A że Florence miał "dzień konia" i rzucał z 8-9 metrów...

ZOBACZ WIDEO Dwie czerwone kartki, Atalanta uratowała remisem z AC Milan rzutem na taśmę [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Da się powstrzymać takie rzuty?

Da się. To jest kwestia odpowiedniej taktyki i jej realizacji na boisku. Teoria jest ważna, ale jeszcze ważniejsza jest praktyka. Na piątkowy mecz będziemy mieli nowe pomysły. Warto dodać, że Florence większość swoich punktów zdobył po grze pick&rollowej i z tranzycji. To wlicza większą grupę osób do jego powstrzymania. Zresztą w obecnych czasach w grze 1 na 1 atakujący ma ogromną przewagę nad obrońcą. Krył go Quinton Hosley, który jest silny fizycznie i dobry w defensywie, ale momentami był on kompletnie bezradny.

Po meczu numer dwa pytałem o pana występ, który był kiepski, zagrał pan wtedy poniżej oczekiwań. W tym trzecim spotkaniu widziałem dużą chęć poprawy, brał pan sporo rzutów na siebie. Ostatecznie oddał pan ich 12, dodał osiem zbiórek i cztery asysty. Skąd taka przemiana?

Miałem swoje przemyślenia, rozmawiałem na ten temat z trenerem. Obaj doszliśmy do wniosku, że muszę być aktywniejszy na boisku. Wziąłem to do siebie. Miałem kilka otwartych pozycji, ale nie przełożyło się to niestety na punkty. Szwankowała skuteczność z dystansu. Wiadomo, że chciałbym, żeby ta moja zdobycz punktowa była bardziej okazała, ale jest jak jest.

Cały czas powtarzam, że nie jestem tutaj główną opcją w ataku. Jeśli jest okazja, to zdecyduję się na rzut. Jednak za zdobywanie punktów odpowiadają inni.

Nie sposób nie zapytać o pana utarczkę słowną na koniec pierwszej połowy z asystentem trenera Urlepa, Jakubem Lewandowskim. O co poszło?

Machnął na mnie ręką i coś powiedział w momencie, gdy kierowałem się w stronę sędziego. Podszedłem do niego i zapytałem o co mu chodziło. Nie był jednak skłonny do odpowiedzi i udał się w stronę szatni. Nie ma co z tego robić wielkiego zamieszania, bo takie sytuacje się zdarzają, zwłaszcza w fazie play-off.

Taki to był właśnie ten mecz: gorący, pełen emocji i zwrotów akcji. Na takie spotkanie w tej serii wszyscy czekali.

Tak. Pierwsze dwa mecze nie dostarczyły zbyt wielu emocji. Tutaj w Zielonej Górze spotkanie obfitowało we wszystko, co jest możliwe w koszykówce: super podania, rzuty z dystansu, kontrataki. Widziałem, że było aż 17 zmian prowadzenia. Były potężne ciosy z obu stron, ale żaden z nich nie okazał się na tyle nokautujący, żeby rywal nie wstał. Coś pięknego dla kibica, który nie mógł się oderwać od telewizora. Proszę mi wierzyć, że moją rodzinę ten mecz kosztował wiele nerwów.

Uważam, że te półfinały pokazują, że ta liga wcale nie jest taka słaba, jak się o niej mówi. Cztery najlepszy zespoły w kraju weszły na bardzo wysoki poziom. Jest co oglądać. A to przecież nie koniec.

Jaki scenariusz wieszczy pan przed meczem numer cztery?

Fifty-fifty. Mamy nóż na gardle. Zdajemy sobie sprawę, że zagramy o być albo nie być w wielkim finale. Uważam, że jeśli scenariusz meczu będzie podobny do tego z środy, to wtedy o wszystkim zadecyduje szczęście.

Zobacz inne teksty autora

Źródło artykułu: