Genialne widowisko, dawno takiego nie było w PLK. Stelmet Enea BC Zielona Góra był blisko katastrofy

Newspix / Tomasz Browarczyk / Na zdjęciu: Łukasz Koszarek
Newspix / Tomasz Browarczyk / Na zdjęciu: Łukasz Koszarek

Na absolutne wyżyny wzniosły się w środy ekipy Stelmetu Enei BC i Anwilu. To było koszykarskie święto, mecz, który długo będą wspominać kibice. - Dawno takiego meczu nie było w PLK - mówi Łukasz Koszarek, kapitan zielonogórskiego zespołu.

[b]

Dwa pierwsze mecze kiepskie, tutaj prawdziwa waga ciężka[/b]

Pierwsze dwa spotkania we Włocławku nieco rozczarowały. Nie dostarczyły takich emocji, jakich się wszyscy spodziewali. Były to mecze jednostronne. Najpierw wysoko wygrał Anwil, by później ulec wyraźnie Stelmetowi Enei BC.

Trzecie starcie było całkowicie inne. Emocji nie brakowało, a walka była od pierwszej minuty. Drużyny jak klasowi bokserzy wyprowadzały potężne ciosy. Prawy sierp na prawy sierp.

Po spotkaniu nieco w żartach użyłem porównania do walki wagi ciężkiej, na którą wszyscy czekają, czyli Joshua vs Wilider. W tym meczu było niemal wszystko: zwroty akcji, spektakularne akcje, przepychanki, trash-talking i wzajemne pretensje do sędziów. 211 punktów, 17 zmian prowadzenia - czy można chcieć czegoś więcej?

- Nikt na pewno nie żałował tego, że przyszedł do hali lub oglądał przed telewizorem. Ten mecz był naprawdę niesamowity - mówi Łukasz Koszarek, kapitan zielonogórskiego zespołu, który szczerze opowiada o swoim występie: "Zagrałem do du**".

ZOBACZ WIDEO Iberostar lepszy od Barcelony! Kolejny świetny mecz Ponitki

Florence z innej planety

Koszarka, ale i całą drużynę uratował James Florence, który tego dnia był rewelacyjnie dysponowany. Trafił 11 z 18 rzutów z gry, 5 z 6 osobistych, co złożyło się na 34 punkty. I to wszystko w 26 minut! Fenomenalny występ. Najlepszy w tym sezonie. Amerykanin po raz kolejny udowodnił, że najlepiej czuje się właśnie w play-off, w meczach o wielką stawkę.

- James był jedynym graczem, który wierzył, że uda się odmienić losy meczu. Wykonał kilka spektakularnych akcji, które dały nam wygraną - twierdzi Koszarek.

Florence po meczu ubrany w koszulce Bayernu wywiadu chciał udzielić poza halą "CRS", bo jak twierdził z uśmiechem na twarzy: "jestem za gorący, muszę wystygnąć". W końcu zgodził się na rozmowę wewnątrz obiektu. - Kocham takie mecze, jestem do nich stworzony - przyznał.

Włocławianie próbowali różnych ustawień, zmieniali krycie, ale Florence nic sobie z tego nie robił. Mijał obrońców jak tyczki. Tworzył przewagi, z których Stelmet miał sporo punktów. Amerykanin pracuje na kolejną podwyżkę w kontrakcie. Niewykluczone, że dostanie ją właśnie w Zielonej Górze. Janusz Jasiński mówił o nim w wywiadzie z WP SportoweFakty: "bardzo go lubię i szanuję jako zawodnika i by może zastanowił się nad przyszłym sezonem w barwach naszej drużyny."

Stelmet był blisko katastrofy

Na 14 sekund przed końcem regulaminowego czasu zielonogórzanie prowadzili sześcioma punktami. Mieli wszystko w swoich rękach. Wydawało się, że Anwil nie jest w stanie wrócić do meczu. Ale... najpierw Jaylin Airington trafił "3+1", a następnie włocławianie przechwycili piłkę pod koszem i doprowadzili do dogrywki. Goście zaczęli od sześciu punktów z rzędu i fani zielonogórskiego klubu mogli jedynie krzyknąć z przerażenia. - To by złamało nawet największego chłopa - śmieje się Koszarek.

Nie złamało Florence'a, który pociągnął Stelmet do wygranej. Środowy mecz jest jednak dobrą nauczką dla mistrzów Polski, którzy zlekceważyli sytuację w końcówce. - Trzeba wyciągnąć wnioski - dodaje kapitan. Te wnioski Stelmet ma wyciągnąć na zgrupowaniu przedmeczowym. Kolejny raz drużyna jest skoszarowana w jednym z hoteli. To pomysł Andreja Urlepa.

Większy materiał do analizy ma włocławski obóz. Lider PLK w piątek zagra z nożem na gardle. Porażka zamknie drogę do wymarzonego finału. - Ostatnie spotkanie napawa nas optymizmem i wiarą, że możemy wygrać w piątek - zapowiada Igor Milicić.

Byłem w czwartek w hotelu, w którym mieszka zespół Anwilu. Jest nadzieja na odwrócenie serii i powrót do Włocławka na piąte spotkanie. Nikt nie zwiesza głów. Kapitan Kamil Łączyński motywuje kolegów.

Karol Wasiek z Zielonej Góry

Źródło artykułu: