Twarde warunki mistrza - relacja z meczu Asseco Prokom Sopot - PGE Turów Zgorzelec

Koszykarze Asseco Prokomu bez większych problemów pokonali w niedzielę na własnym parkiecie PGE Turów 95:79. W pierwszym meczu finału sopocianie prowadzili od pierwszej do ostatniej minuty spotkania.

- Mam nadzieję, że zawodnicy zdają sobie sprawę ze stawki spotkania i na pewno nikt się nie położy i będziemy się bić - mówił przed meczem Paweł Turkiewicz, szkoleniowiec PGE Turowa. - Musimy zagrać agresywnie i skoncentrowanie od początku spotkania oraz narzucić swój styl gry - twierdził Przemysław Zamojski, rzucający Asseco Prokomu.

Zdecydowanie bardziej w meczu odzwierciedliły się słowa tego drugiego, bowiem to sopocianie prowadzili od samego początku i to oni dyktowali warunki. Chociaż goście spotkanie rozpoczęli od mocnej obrony, jednak w zdecydowanym natarciu byli gospodarze i to oni prowadzili 14:3 po blisko czterech minutach gry. Wydawało się, iż strefa podkoszowa będzie atutem PGE Turowa, ale w tym elemencie dominowali sopocianie, a szczególnie Adam Hrycaniuk, który świetnie znajdywał sobie pozycje pod koszem. Asseco Prokom był bardzo skuteczny, a wicemistrzowie Polski pudłowali rzut za rzutem. Brak wolnych pozycji zgorzelczan, skuteczność Qyntela Woodsa i obrona obrońców mistrzowskiego tytułu poskutkowały piętnastopunktowym prowadzeniem (28:13) gospodarzy po pierwszej kwarcie.

Obraz gry zmienił się nieco w kolejnych dziesięciu minutach, szczególnie za sprawą dobrej współpracy Bryana Bailey'a i Dragisy Drobnjaka, więc podopiecznym Pawła Turkiewicza udało się odrobić sześć punktów straty. Sopocianie mieli jednak ogromną przewagę na tablicy atakowanej, przez co błyskawicznie mogli ponawiać swoje akcje. Fantastycznie rzutowo dysponowany był Daniel Ewing, a kontry, które miały być domeną PGE Turowa, były atutem Asseco Prokomu, który do przerwy prowadził 47:28.

Mistrzowie Polski w ciągu dwudziestu minut gry piorunująco osiągnęli przewagę na tablicach, bowiem zebrali aż 28 piłek (z czego 13 w ataku) przy zaledwie 10 wicemistrzów. Wiadome było jednak, iż trzecia kwarta jest atutem gości. - Turów na pewno wyłoży wszystkie swoje atuty na stół, a my będziemy musieli na to odpowiedzieć - mówił w przerwie David Dedek, drugi trener sopockiej ekipy.

Słoweniec nie pomylił się. Tyus Edney zdecydowanie przyspieszył grę swojego zespołu i w końcu trafiać zaczął Damir Miljkovic, który do szatni schodził z zerowym dorobkiem punktowym. Skuteczna obrona przygranicznej drużyny wymuszała przechwyty, a po tym, jak punktować zaczął Edney, przewaga sopocian zmalała do zaledwie trzynastu punktów. Ciężar zdobywania punktów ponownie na swoje barki wziął jednak Qyntel Woods, który - dzięki wsparciu Davida Logana i Tyrona Brazeltona - ponownie wyprowadził swój zespół na 21 punktów przewagi (73:52).

W ostatnich dziesięciu minutach wielka krzywda Asseco Prokomi po prostu stać się nie mogła i nie zmieniły tego punkty Dragisy Drobnjaka i seryjne trafienia z dystansu Roberta Witki. Nawet, gdy zgorzelczanie zaczęli odrabiać straty, natychmiast arcyważnymi rzutami za trzy odpowiadał David Logan. Mistrzowie Polski pewnie pokonali wicemistrza 95:79 i w serii do czterech wygranych prowadzą 1:0. Kolejny mecz odbędzie się we wtorek, także w Sopocie.

Trenera Pawła Turkiewicza czeka sporo pracy przed kolejnym spotkaniem. Asseco Prokom zaskoczył swojego rywala dwiema nowymi zagrywkami, ale odpadł chyba inny problem. Qyntela Woodsa nie da się zatrzymać. On musi zatrzymać się sam, a jedyną receptą na wygraną zgorzelczan wydaje się być zastopowanie pozostałych zawodników przebywających na parkiecie.

Asseco Prokom Sopot - PGE Turów Zgorzelec 95:79 (28:13, 19:15, 26:24, 22:27)

Asseco Prokom: Woods 25 (3), Logan 19 (4), Ewing 15 (2), Hrycaniuk 13 (1), Burke 11, Brazelton 9 (1), Łapeta 2, Dylewicz 1, Burrell 0, Kostrzewski 0, Szczotka 0 i Zamojski 0.

PGE Turów: Witka 18 (4), Edney 17 (1), Miljkovic 10 (2), Drobnjak 8, Harris 6 (1), Stefański 6 (1), Turek 6, Daniels 5, Roszyk 3 (1), Bailey 0, Bochno 0 i Szymański 0.

Źródło artykułu: