Lider Cleveland Cavaliers w spotkaniu otwierającym finałową serię rzucił 51 punktów, a w całej decydującej rywalizacji z Golden State Warriors notował średnio 34 "oczka", 10 asyst i 8,5 zbiórki. Takie liczby, biorąc pod uwagę tajemnicę, którą skrywał LeBron James od pierwszego meczu finałowego, robią niesamowite wrażenie.
33-latek po pierwszym pojedynku, w którym Cavs przegrali po dogrywce 114:124, był tak rozemocjonowany, że w szatni uderzył ręką w tablice. Na tyle pechowo, że kość nie wytrzymała i złamała się. James przez tydzień ukrywał ten uraz.
- Kontuzja przydarzyła się z mojej winy. Kłębiły się we mnie wielkie emocje. Przez trzy kolejne mecze finałowej serii grałem ze złamaną ręką - zdradził James na konferencji po czwartym spotkaniu finałów. Podczas spotkania z dziennikarzami Amerykanin miał na ręce opatrunek.
Zdenerwowaniu Jamesa trudno było się dziwić. W pierwszym starciu Cavaliers byli o krok od sensacyjnego zwycięstwa z Warriors, jednak po karygodnym błędzie J.R. Smitha, który zamiast atakować kosz i próbować zdobyć punkty lub oddać piłkę na przykład do LeBrona Jamesa, pobiegł w stronę połowy boiska i tam chciał czekać na zakończenie zawodów. Sęk w tym, że na tablicy był remis.
Po przegranych do zera finałach James może opuścić Cavs. Niewykluczone, że już nigdy nie zagra w barwach Cavaliers. - W tej chwili nie mam pojęcia, co się stanie - powiedział.
ZOBACZ WIDEO: Polska - Chile. Fabiański wskazał, co nie działało w II połowie. "Były też trudne momenty"
Przy nim zawodnicy mają gorsze statystyki, boją się podejmować decyzję.