Brąz jakby ze złota - wywiad z Ianem Boylanem, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Koszykarze Anwilu Włocławek pokonali Energę Czarnych Słupsk 100:76 w sobotnim meczu o trzecie miejsce Mistrzostw Polski 2008/2009 i tym samym zostali uhonorowani brązowymi medalami. Jednym z najlepszych zawodników ostatniego spotkania w sezonie był Ian Boylan. Amerykanin rzucił 20 punktów, rozdał 8 asyst i miał 5 przechwytów. Tuż po wręczeniu medalu, Boylan wzruszonym głosem odpowiedział na kilka pytań specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Jakie to uczucie mieć zawieszony na szyi brązowy medal Mistrzostw Polski 2008/2009?

Ian Boylan: Nie ukrywam, że walczyliśmy przede wszystkim o mistrzostwo, o złoty medal. Ale myślę, że i brązowy krążek należy uznać za wielki sukces. Przez cały sezon trenowaliśmy bardzo ciężko, pomimo wielu upadków, pomimo różnych problemów sportowych czy niesportowych, różnych kontuzji, więc muszę przyznać, że wykonaliśmy dobrze swoją pracę. Duża w tym zasługa naszego trenera, który zmuszał nas do tego byśmy każdy mecz traktowali, jak ostatni i najważniejszy (śmiech).

Ta odpowiedź jest typowo koszykarska. A gdyby tak prosto od serca?

- Cóż, jestem szczęśliwy! Co ja mówię - przeszczęśliwy! To był dla mnie bardzo długi i bardzo trudny sezon. Nie zawsze było tak, jak teraz, że fani doceniali moją pracę i wspierali mnie. Było różnie. Zresztą ja sam wiem, że przez ten cały sezon nie grałem tak, jakbym sobie tego życzył. Na szczęście w najważniejszych meczach sezonu było już lepiej, a skrzydeł bardzo dodawali mi właśnie ci ludzie, którzy tłumnie przychodzili dopingować nas do lepszej gry. Może to banał, lecz wiara jest szalenie ważna. Ale teraz już koniec i liczy się tylko to, że ten kawałek z brązu wisi na mojej szyi (śmiech).

Gdybym przed sezonem powiedział, że skończycie rozgrywki na trzeciej pozycji, co by pan odpowiedział?

- Podstawowa rzecz to jednak zawsze marzysz o mistrzostwie. Zawsze chcesz grać o najwyższe laury i być najlepszy. Złotego medalu nie udało nam się wywalczyć z różnych powodów, o których teraz lepiej zapomnieć. Brązowy medal jest wielkim sukcesem i niech tak pozostanie. Czy przed sezonem wziąłbym go w ciemno? Nie wiem, tak jak powiedziałem, zawsze gra się o złoto. Mogę powiedzieć inaczej - patrząc z dzisiejszej perspektywy, nasz brązowy medal jest jakby ze złota.

W swojej karierze wygrywał pan już Mistrzostwo Austrii. Da się porównać jakoś te dwa sukcesy?

- Kiedy wygrywałem w Austrii złoty medal było trochę więcej wzruszenia i radości. To znaczy ja czułem się trochę bardziej szczęśliwy, mimo wszystko. Z drugiej strony jednak, kiedy tak teraz pomyślę, tam było prościej zgarnąć złoto, niż tutaj brąz. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się grać w tak dobrej lidze, jak polska, na tak wysokim poziomie. A przy okazji w ostatnich miesiącach rywalizowaliśmy w obliczu tysięcy kibiców, co tylko dodawało prestiżu rozgrywkom. Ponadto, we Włocławku w meczu o brąz przyszło więcej kibiców, niż jak grałem o złoto w Austrii.

Dwa mecze w Hali Mistrzów przebiegały pod wasze wyraźne dyktando. Nie pozostawiliście żadnych złudzeń przeciwnikom, kto jest lepszy i chyba ten medal wam się należał.

- My, wychodząc na parkiet, chcieliśmy zagrać najlepiej, jak tylko się da. Każdy z nas chciał zagrać to, co najlepiej umie, tak by zespół miał z tego korzyści. Gdybyśmy wygrywali jednym punktem, bylibyśmy tak samo szczęśliwi, jak teraz, kiedy wygrywaliśmy różnicą prawie trzydziestu oczek. Nie koncentrowaliśmy się w ogóle na przeciwniku. Sami chcieliśmy pokazać na co nas stać i to się udało. Oni zaś nie mieli argumentów na naszą grę w ofensywie i defensywie.

Wydawało się, że byliście bardziej żadni tego sukcesu, niż Energa Czarni, bardziej zmotywowani...

- Pot na parkiecie i walka o każdą piłkę - to postanowiliśmy sobie przed tą serią. Wiedzieliśmy o co gramy i zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli zdobędziemy brąz, będzie to zarazem wielki sukces oraz wrażenie, że ten cały sezon, ta cała ciężka praca nie poszła na marne.

20 punktów, 8 asyst i 5 przechwytów. Dzisiejszym meczem, jak i nie tylko dzisiejszym, wysłał pan w kierunku zarządu wyraźny sygnał, że chyba warto byłoby przedłużyć z panem kontrakt...

- Nie jestem do końca taki pewny co do tego, czy zarząd jest ze mnie rzeczywiście usatysfakcjonowany (śmiech). Miałem kilka dobrych meczów, lecz ogólnie nie grałem tak, jakbym sam tego chciał. Cóż, pożyjemy, zobaczymy, ale jeśli usłyszę w klubie, że chcą bym został, na pewno zobaczą na mojej twarzy wielki uśmiech i zadowolenie.

Jakie zatem są plany Iana Boylana na najbliższą i trochę dalszą przyszłość?

- Najpierw jadę do Austrii a potem do Rosji. Mam zamiar odwiedzić znajomych, relaksować się i miło spędzać czas. Później oczywiście wracam do Stanów Zjednoczonych zobaczyć się z rodziną i pokazać im ten brązowy krążek (śmiech).

A w sierpniu ponownie do Włocławka zacząć przygotowania do nowego sezonu...

- OK, zanim wyjadę do Austrii, Rosji i do domu, zostawię ci moje pełnomocnictwo żebyś coś podziałał w tej sprawie. Możesz być moim agentem (śmiech).

Komentarze (0)