Grzegorz Czech: Swoją karierę rozpocząłeś w Zielonej Górze, powiedz mi czy większość trudnych dla młodego człowieka decyzji podejmowałeś sam czy ktoś ci pomagał?
Grzegorz Kukiełka: Większość zwłaszcza trudnych decyzji podejmowałem wspólnie z moimi rodzicami. Po ukończeniu szkoły podstawowej postanowiłem pójść do Warki - tam trenowałem, tam się rozwijałem. Później ponownie powróciłem do mojego rodzinnego miasta i tak naprawdę już w tedy rozpoczęła się ligowa kariera.
Byłeś członkiem Młodzieżowej Reprezentacji Polski. Jak wspominasz tą przygodę?
- W kadrze Młodzieżowej przeważnie walczyliśmy o Mistrzostwa Europy, o wejście do finałów tej imprezy, jednak odpadliśmy na półfinałach. Musze tutaj także dodać, że wówczas naszym trenerem był Dariusz Szczubiał. Dysponowaliśmy również mocnym składem - był Szymon Szewczyk, Zbigniew Białek, Łukasz Koszarek, Marcin Stefański, Wojciech Barycz, było także wiele młodych zawodników - jednak nam się nie udało. Bardziej wspominam wcześniejsze Mistrzostwa Europy Kadetów, w których to braliśmy udział.
Jak wcześniej wspomniałeś od najmłodszych lat kładłeś główny nacisk na sport, zapewne na koszykówkę. Powiedz co doradzał byś młodym sportowcom - koszykarzom, aby osiągnęli jakiś sukces w świecie sportu?
- Myślę, że każdy młody człowiek powinien bawić się grą, żeby to była przyjemność a nie wymuszony wysiłek. Jeżeli będzie im to wychodzić i zarazem cieszyć to powinno po jakimś czasie to zaowocować. Trzeba też trafić na jakiegoś dobrego trenera, który będzie im dawał szanse gry i pomagał w rozwijaniu kariery.
W Twoim zawodzie nie uniknione są porażki. Powiedz mi czy je rozpamiętujesz, czy raczej bardzo szybko puszczasz je w niepamięć?
- Ja jestem człowiekiem, który rozpamiętuje porażki. Najbardziej jednak siedzą we mnie te przegrane doznane małą ilością punktów - jednym, dwoma, lub także porażki w ważnych, decydujących o dalszym losie klubów spotkaniach. Najgorzej jest zaraz po meczach, kiedy jest duże stężenie adrenaliny w organizmie, jednak z biegiem czasu emocje i nerwy opadają i jest coraz lepiej.
Grałeś kilka lat w I lidze, jak i w ekstraklasie. Powiedz czy pomiędzy tymi ligami jest aż tak duża przepaść?
- Na pewno przepaść jest, lecz czy ogromna to chyba nie wydaje mi się. Na pewno w ekstraklasie jest ciężej. Przyjeżdżający atletyczni gracze zza granicy walczą siłowo - ciężej się wtedy gra, W ekstraklasie jest więcej gry ustawianej, w I lidze można sobie pozwolić na bardziej żywiołową grę. N pewno różnica jest.
Gdzie czujesz się lepiej? Liderując w I lidze, czy pomagając kolegom w ekstraklasie?
- Na pewno lepiej czuję się tam, gdzie więcej gram. Lepiej czułem się w I lidze, ponieważ tam dłużej przebywałem na parkiecie. Sam po sobie wiem, że spokojnie dałbym radę w ekstraklasie i grałbym lepiej, gdybym miał więcej minut - nie mam ich jednak za wiele i muszę się z tym pogodzić i pełnię taką rolę jaką pełnię. W kolejnych sezonach będę chciał udowodnić, że jestem wartościowym graczem i będę walczył o większą ilość minut na parkiecie. Moim kibicom mogę obiecać, że nie złożę broni i będę dalej walczył.
W swojej karierze występowałeś również za granicą. Po dwóch latach gry w ekstraklasie zdecydowałeś się przenieść na Węgry. Co było powodem takiej decyzji?
- Wybierając oferty klubów z Węgier wiedziałem, że będę tam występował jako obcokrajowiec i co się z tym wiąże będę spędzał tam większą ilość minut niż w polskiej lidze. Chciałem także spróbować swoich sił w innej lidze niż nasza krajowa. Jestem zawodnikiem, który nie lubi siedzieć na ławce rezerwowej i chciałem za wszelką cenę grać. Uważam, że sezon spędzony za granica był dla mnie bardzo udany i chciałem tam zostać na kolejny, jednak jako pierwszy w kolejce z ofertami ustawił się Zastal i postanowiłem wrócić do mojego miasta i chciałem pomóc w awansie.
Przejdźmy może teraz do pytań związanych z kończącym się właśnie sezonem i drużyną, którą reprezentowałeś. Co działo się złego ze Zniczem Jarosław na początku sezonu. Rozpoczęliście z wysokiego C wygraną z Wałbrzychem, wyjazdowe zwycięstwa w Koszalinie i Kwidzynie i później 10. porażek z rzędu. Tak naprawdę wraz z nowym rokiem 2009, zaczęliście budowę nowego oblicza zespołu.
- Zgadza się tak jak powiedziałeś, gdy przystąpiliśmy do rozgrywek, grało nam się naprawdę nieźle i szczęśliwie udało się wygrać trzy spotkania. Później coś złego zaczęło się z nami dziać i ciężko jest mi powiedzieć co było tego przyczyna. Popadliśmy w jakąś dziwną rutynę. Przegrane cztery mecze z rzędu podcięły nam skrzydła i chyba za bardzo pragnęliśmy zwycięstwa i dobiliśmy aż do 10. z rzędu i dalej wiemy jak było - zmiana trenera i w końcu zaczęliśmy wygrywać i cieszę się bardzo, że udało nam się utrzymać.
Jak oceniasz swoją postawę w tym sezonie?
- Na początku sezonu grało mi się dużo lepiej, spędzałem więcej minut na parkiecie. Po nowym roku przyszli nowi zawodnicy, nowy trener - tym samym ilość moich minut została pomniejszona, wobec takiej sytuacji obniżeniu uległy również moje statystyki. Szczerze patrząc na moją grę, to jestem bardziej zadowolony z pierwszej części sezonu - jednak najważniejsze jest to, że się utrzymaliśmy.
Grzegorz u trenera Gierczaka grałeś dużo, a jednak Znicz przegrywał. U trenera Szczubiał mniej grałeś , a zespół wygrywał. Wiem, że nie jest to jakiś wyznacznik, lecz czym mogło to być spowodowane? Może duże znaczenie miało przyjście kilku nowych graczy?
- Myślę, że nie można tak powiedzieć, że kiedy grałem to Znicz przegrywał i odwrotnie. Uważam, że były to dwie różne połowy sezonu. Na początku popadliśmy w jakiś dołek, rutynę porażek i ciężko nam było z tego wyjść. Nie zapominajmy, że trener Gierczak nie dysponował tyloma graczami co trener Szczubiał. Wraz z przyjściem nowego szkoleniowca przyszło trzech nowych graczy. Nie wiemy też jakby było gdyby Stanisław Gierczak dysponował takim składem jak nasz obecny. Nie ma co gdybać i roztrząsać nie potrzebnych spraw – najważniejsze jest to że udało nam się zapewnić byt na przyszły sezon i z tego trzeba się cieszyć. Na koniec powiem tyle, że faktycznie mniej grałem i gdyby na moją pozycję przyjechał o podobnych umiejętnościach jak ja koszykarz zza Oceanu to spędzał by ok. 30. minut na parkiecie
Po tak dobrym sezonie w Zastalu Zielona Góra, kibice z Jarosławia mogę mieć mały niedosyt co do twojej postawy?
- Na pewno, zwłaszcza do mojej postawy w drugiej części sezonu. Nie zapominajmy, że w Zielonej Górze grałem w pierwszej lidze i miałem tam zupełnie inne zadania. Grałem tam pierwsze skrzypce i przez większość meczu piłka była kierowana do mnie - mogłem grać swobodniej. Tutaj wychodziłem jedynie z ławki, aby dać odpocząć koledze zza granicy, miałem tutaj również inne zadania. Nie mogłem rozwinąć skrzydeł podczas meczu, ponieważ nie da się tego zrobić w przeciągu 4-5 minut.
Pomimo wielu kłopotów organizacyjnych, zapewne i finansowych udało wam się w ostatniej chwili uciec spod topora i zapewnić utrzymanie. Wydaje mi się, że pomimo Twoich nie specjalnych statystyk sezon zaliczysz do udanych?
- Chyba masz rację. Wykonaliśmy założenia jakie przed sezonem zostały nam nakreślone. Na pewno kiedy są problemy finansowe opada atmosfera w drużynie. My staraliśmy się nie patrzeć na problemy klubu i chcieliśmy wygrywać, aby poprawić sytuacje Znicza. Jak są wygrane inaczej wtedy patrzą kibice, sponsorzy, media. Chleliśmy również wykonać swój cel i nie patrzeć na inne przeciwności.
W jednym z wcześniejszych pytam powiedziałeś, że będziesz chciał udowodnić w przyszłym sezonie, że jesteś wartościowym graczem. Czy uczynisz to występując w Jarosławiu? A może będziesz chciał zmienić otoczenie i przenieść się do innego klubu?
- Ciężko powiedzieć w tej chwili, czy pozostanę na kolejny sezon w Jarosławiu czy odejdę. Muszę dodać, że czy zostanę to nie tylko ode mnie zależy. Muszę poczekać na decyzje trenera, prezesa. Jeżeli pojawi się taka propozycja abym został w Zniczu to na pewno ją rozważę. Teraz jednak chciałbym odpocząć, a jak będzie to niebawem zobaczymy.
W polskiej koszykówce nie dziej się najlepiej - wycofanie się Polaku, Śląska i wiele kłopotów finansowych pozostałych klubów Polskiej Ligi Koszykówki - choćby AZS Koszalin, czy Kotwica Kołobrzeg. Patrząc na sezon 2009/2010 i na nowe wytyczne władz PLK - mianowicie 2ml gwarancji finansowych, chyba to nie napawa optymizmem i wydaje się, że dla niektórych klubów może ten wymóg być zabójczy? Jak sądzisz?
- Myślę, że w Twoich słowach jest wiele prawdy i tego również się obawiam. Bez wątpienia w mniejszych miastach jest coraz trudniej o konkretnego sponsora, wiadomo w większych aglomeracjach jest więcej dużych firm - są tym samym większe możliwości finansowe. Ja jednak nie chciał bym mówić o problemach finansowych klubów, bo to już sprawy włodarzy poszczególnych zespołów - tak naprawdę nie znam też tych spraw od środka.