Denver Nuggets przystępowali do czwartkowej rywalizacji z Los Angeles Lakers z jasno postawionym celem. W przypadku kolejnej porażki ich szanse na awans do ścisłego finału mocno by się zmniejszyły. Warto odnotować że w seriach "best of seven" jedynie 7 proc. drużyn zdołało uzyskać awans, przegrywając 0:2. Koszykarze z Kolorado nie muszą już jednak zaprzątać sobie tym głowy, bowiem po skutecznej końcówce zwyciężyli najlepszą drużynę Konferencji Zachodniej. Przebieg spotkania był łudzący podobny do pierwszego meczu, z tą jednak różnicą że tym razem to podopieczni George’a Karla mieli więcej szczęścia w decydujących momentach.
Jeszcze na 45 sekund przed końcem gry na tablicy wyników widniał rezultat 101:101. Wówczas niezwykle ważne punkty zdobył Kenyon Martin, a po chwili piłkę łatwo stracił Trevor Ariza. Przypomnijmy, że skrzydłowy Lakers w pierwszym meczu był autorem kluczowego przechwytu w końcówce, dzięki któremu Jeziorowcy odnieśli sukces. To nie był koniec złych wiadomości dla zespołu z Miasta Aniołów. Skuteczny przed dwoma dniami Derek Fisher nie wykorzystał tym razem szansy na doprowadzenie do dogrywki, chybiwszy rzut równo z końcową syreną. - Myślałem, że będą faulować, żeby nie dopuścić do rzutu za trzy punkty. Zdecydowanie nie polecam nikomu bycia w takiej sytuacji, kiedy musisz trafić rzut i doprowadzić do remisu - przyznał Fisher.
W końcówce gwoździem do trumny dla Lakers okazały się celne rzuty wolne w wykonaniu przyjezdnych. W pierwszym meczu była to pięta achillesowa Nuggets i jedna z przyczyn porażki. Tym razem goście skutecznie prezentowali się w tym elemencie, choć Chauncey Billups pomylił się w najmniej odpowiednim momencie. - Myślałem, że go zabije kiedy nie trafił tego rzutu - mówił po meczu uśmiechnięty Karl. Na całe szczęście doświadczony szkoleniowiec nie musiał uciekać się do tak drastycznych metod i po ostatniej syrenie mógł cieszyć się wraz ze swoimi podopiecznymi. - Oni mają teraz przewagę własnego parkietu. Teraz czas na podróż do Denver, zobaczymy czy stać nas na taką samą grę. Z całą pewnością nie jesteśmy najlepszą drużyną w NBA grającą na wyjazdach - powiedział Kobe Bryant.
Lider Lakers zdobył 32 punkty, z czego 18 w pierwszej połowie. Wtedy to gospodarze osiągnęli nawet 14-punktowe prowadzenie. Wśród gości błyszczał przede wszystkim Carmelo Anthony. Jego 34 punkty oraz twarda obrona przeciwko Bryantowi w ostatniej kwarcie zrobiły swoje. - Zdobycie choć jednego meczu na wyjeździe jest sprawą bardzo trudną. My jednak się nie poddaliśmy i ostatecznie udało się osiągnąć ten cel. Mentalnie jesteśmy silni, pokazaliśmy to w tym meczu - powiedział lider gości. 27 "oczek" dołożył Billups, a jednym z cichym bohaterów wygranej był także Linas Kleiza. Litwin po kilku słabszych meczach przypomniał sobie swoją dobrą dyspozycję w poprzedniego sezonu i zdobył 16 punktów (w tym 4 trójki) oraz 8 zbiórek.
Mecz numer 3 odbędzie się w Pepsi Center, w najbliższą sobotę. Denver wygrali tam 16 kolejnych spotkań, wliczając w to także mecze sezonu zasadniczego.
Los Angeles Lakers - Denver Nuggets 103:106
Lakers: Kobe Bryant 32, Trevor Ariza 20, Pau Gasol 17 (17 zb), Lamar Odom 10, Andrew Bynum 9, Shannon Brown 8, Derek Fisher 3, Luke Walton 2, Jordan Farmar 2, Sasha Vujacic 0.
Denver: Carmelo Anthony 34, Chauncey Billups 27, Kenyon Martin 16, Linas Kleiza 16, Nene 6, J.R. Smith 3, Dahntay Jones 2, Chris Andersen 2, Anthony Carter 0.
Stan rywalizacji: 1:1